środa, 7 lipca 2010

13. Obsesja

Rozdział XIII - Chwila zapomnienia

***
Stał nonszalancko oparty o framugę drzwi, przyglądając się mojej zaryczanej twarzy. Jednak nie wygłosił żadnej kpiny na ten temat - on po prostu stał i milczał, a ja miętosiłem w dłoniach pościel, czując, jak ciepło napływa mi na policzki.
- To ja już pójdę – odezwała się Tsunade. Gdy podnosiła się z krzesła, zmierzwiła jeszcze moje i tak już potargane włosy i ruszyła do wyjścia. Mijając Sasuke, szepnęła mu jeszcze coś do ucha, ale nie byłem w stanie tego usłyszeć. Brunet przytaknął i wszedł do sali, zamykając za Hokage drzwi.
Przełknąłem ślinę, czując jak stres zaczyna przejmować moje ciało. Dłonie mi się trzęsły, a oddech przyspieszył. Nie chciałem z nim rozmawiać, nie o tym.
Bo co miałbym mu powiedzieć? Że zrobiłem to dlatego, że zniechęcił do mnie osobę, za którą oddałbym życie? Podkuliłem nogi i objąłem je ramionami, chowając głowę pomiędzy kolana. Zupełnie tak, jakbym chciał się teraz ukryć, uciec, być wszędzie, ale nie w tym pomieszczeniu - nie z nim, z osobą, którą kocham nad życie.
- Nie bądź śmieszny, młotku.– Do moich uszu dobiegł jego głos. Podniosłem lekko głowę, chcąc odnaleźć go.
Stał przy oknie, a dłonie opierał na parapecie. Wyglądał nieziemsko z tą swoją zadumaną miną. Z powrotem ukryłem twarz w miękkiej kołdrze znajdującej się w moich kolanach, zupełnie, jakbym właśnie tam czuł się najbezpieczniej.
- Po co przyszedłeś? – zadałem pytanie, nie przejmując się, że mój głos w połowie zdusiła miękka pierzyna.
Westchnął. Zupełnie tak, jakby miał już wszystkiego dosyć. A najbardziej mnie.
– Bo zastanawia mnie twoje zachowanie – odpowiedział.
Nastała chwila milczenia. Słyszałem tylko swój przerywany oddech i szaleńczo bijące serce. Bałem się. Strasznie się bałem, ale nie wiedziałem, czego. Odrzucenia? Przecież już dawno to zrobił, nie tylko wczoraj, ale także tuż po tym, jak mu kiedyś wyznałem uczucia. Odrzucał mnie za każdym razem, a ja jak ten pies, dalej byłem wierny. Dalej byłem ślepo zapatrzony. Dalej trwałem w tym głupim uczuciu.
Każdy pomyśli, że skoro nie wykazuję chęci, by się uwolnić z sideł tej obsesji, to jest mi w nich dobrze. Nie przeszkadzają mi one, a nawet wręcz przeciwnie.
Błąd. Ogromny błąd. Gdybym tylko mógł, już dawno bym się z tego wyplątał. Ale nie mogę - a może raczej nie potrafię. Nadzieja, którą otrzymywałem każdego dnia, dodawała mi chęci do dalszej pracy. Pracy nad tym, by Sasuke spojrzał na mnie - ale nie jak na przyjaciela; jak na kogoś o wiele bliższego. Głupie, złudne marzenia, w których trwam aż do teraz. Nawet w tej chwili wierzę, że mi się uda, wierzę, że coś z tego wyjdzie. Wierzę, że moja praca nie pójdzie na marne. Głupie, złudne marzenia. Głupia, złudna nadzieja.
- Kocham cię – wyszeptałem i podniosłem głowę, walcząc z łzami napływającymi do oczu. – Gdy mi powiedziałeś, że Sai... Że on mówił coś takiego, a ty tak łatwo uległeś, nie wytrzymałem. Ja... Ja nawet nie wiem, kiedy... To się po prostu stało, ale nie chciałem! – Wybuchłem głośnym, niepohamowanym płaczem. Spoglądał na mnie, nie wiedząc, co zrobić. A ja? A ja dalej ryczałem, wtulając twarz w kołdrę i nie potrafiłem zatrzymać tych łez. – Ja naprawdę nie chciałem, – chlipałem – on mówił... Mówił, że to wina Saia, a ja posłuchałem i poddałem się mu. - Płakałbym dalej, ale poczułem dłoń na mojej głowie, która zaczęła mierzwić mi włosy. Tak, jakby chciała dodać otuchy.
Spojrzałem na niego, zaskoczony, niepotrafiący wydusić z siebie choćby słowa. Uśmiechnął się, lecz szybko ten grymas znikł z jego twarzy. Tak samo, jak dłoń z moich włosów. Odwrócił się do mnie plecami i odchrząknął, tak jakby chciał zamaskować to, co się przed chwilą stało.
- Sasuke? – mruknąłem zaskoczony, nie wiedząc, czy mogę uwierzyć własnemu rozumowi; czy to nie kolejna moja mara senna, w której tylko pojawiła się jego postać?
- Kto? – spytał, a ja nie zrozumiałem o co chodzi, dlatego też tępo wpatrywałem się w jego smukłe plecy. Był taki idealny. – Kto mówił? – poprawił się i spojrzał na mnie przez ramię. Spuściłem wzrok na swoje dłonie, nerwowo miętoszące pościel.
- To, co jest we mnie. Demon – odparłem słabo.
Jedyne stworzenie, które mnie rozumie. Jedyne, które zawsze było ze mną. Jedyne, które będzie i mnie nie opuści.
Jednak jestem ci do czegoś potrzebny.
Odwrócił się i omiótł wzrokiem moją bladą i zabandażowaną sylwetkę. W jego oczach zabłysło coś, czego nie potrafiłem odczytać. Coś, co miało kształty rozczarowania, ale nim nie było, bo to w końcu Uchiha.
- Przepraszam – dodałem, nie wiedząc, co w tej chwili powinienem powiedzieć.
Prychnął i pokręcił głową.
– Nie mnie powinieneś przepraszać.
Sai... Ale przecież się prosił o to, prawda? Głupie usprawiedliwianie się, gdy w grę wchodzą wyrzuty sumienia. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, o czym on mówił.
W myślach zaczęły tłuc mi się słowa, wcześniej nie zrozumiałe. Ja się nie poddam, czy miał na myśli rozmowę z Sasuke? W ten sposób chciał mnie od niego odsunąć? Tyle, że sam mi niedawno mówił, że Uchiha na mnie nie spojrzy...
Środki bezpieczeństwa?
- Jesteś zły? – zapytałem jakoś tak słabo, a głos mi się w połowie załamał.
Westchnął i przysiadł na krześle, na którym wcześniej siedziała Hokage. Oparł łokcie o łóżko i spojrzał mi głęboko w oczy, na co ja wstrzymałem oddech, czując przyjemne dreszcze.
Patrz tak na mnie już zawsze.
- Nie – odpowiedział głosem zupełnie nie pasującym do głosu Uchihy. Był miękki i ciepły, a ja zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem mi go nie podmienili. - Ja nie, ale Sai pewnie tak – dodał, wciąż nie zmieniając tego przyjemnego tonu. Mógłbym go słuchać godzinami i roztapiać się w nim powoli, aż w końcu nic by ze mnie nie pozostało. - Nie wiem, czy to, co powiedziałem wczoraj jest nadal aktualne.
Uchyliłem lekko usta, zaciskając dłonie na pościeli tak, że aż pobielały mi knykcie. Spoglądałem na niego w kompletnym przerażeniu, bojąc się, że naprawdę nie chce mnie już znać. Że chce ograniczyć nasze kontakty. Wiedziałem, że bez niego moje życie nie ma sensu. Nic nie ma sensu, gdy go nie ma.
- Ale, - westchnął - mi naprawdę było dobrze, gdy byliśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi, zupełnie tak, jak było dziewięć lat temu. Tyle, że te czasy już nie powrócą, prawda, Naruto? – Spojrzał na mnie sugestywnie.
Nie Sasuke, już nie powrócą, bo ja wiem, że dłużej nie byłbym w stanie udawać. Udawanie kogoś, kim nie jestem, mija się z celem.
Przytaknąłem mimowolnie, przyznając mu rację.
- Co masz zamiar zrobić? – Pytanie skierował w moją stronę, najwyraźniej oczekując konkretnej odpowiedzi.
Nastało milczenie, długie, przerywane tylko tykaniem zegara wiszącego na ścianie. Nie wiedziałem, co powinienem teraz powiedzieć. Jak powiedzieć.
- Nie wiem... – mruknąłem, spoglądając mu głęboko w oczy i zatapiając się w tej nieprzeniknionej czerni. – Kochać cię dalej.
Westchnął jak człowiek, który nie potrafi sobie poradzić z czymś, co go dręczy. Czy ja dręczę Sasuke? Czy jestem dla niego ciężarem?
- Ambitne, młotku. – Powrócił jego zwyczajowy ton głosu mający w sobie tyle chłodu, tyle obojętności, a zarazem chorej nienawiści. A mimo to kochałem ten głos. Kochałem wszystko, co jest w nim. Zimne spojrzenie, lekceważący stosunek - wszystko.
Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, zupełnie jak kiedyś.
– Wiem i nie „młotku”, draniu! – zachichotałem i wytknąłem mu język. Nie wiadomo, skąd spadł na mnie dobry humor.
Pokręcił głową z rezygnacją, ale widziałem na jego ustach krzywy uśmiech, a to już coś. Coś we mnie drgnęło, gdy go takiego zobaczyłem. Nachyliłem się lekko i musnąłem ustami jego policzek, po czym odsunąłem się zupełnie niespłoszony. Na mojej twarzy błąkał się głupi wyszczerz.
Spojrzał się na mnie zaskoczony, po czym trzepnął mnie lekko przez głowę. W tym geście nie było nienawiści, był on raczej żartobliwy, a to właśnie dodało mi trochę otuchy.
- Dziękuję – wyszeptałem i uśmiechnąłem się lekko, jakby niepewnie. Prychnął pod nosem, ale nic nie odpowiedział. Nastała chwila ciszy, której żaden z nas nie śmiał przerwać. Ja nie chciałem z jednego powodu – w tym momencie czułem się naprawdę szczęśliwy. Chociaż raz.
Spoglądałem na niego z nieopisaną radością, od czasu do czasu szczerząc się głupio. Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymywałem, było kręcenie z politowaniem głową. Ale i tak się cieszyłem. Bo byłem z Sasuke. Bo pozwolił mi się pocałować, chociaż w policzek. Bo starał się wszystko obrócić w żart, przywracając miłą atmosferę.
Bo to już nie jest miłość, to obsesja, właśnie dlatego.
- Pytałeś, czy ją kocham – odezwał się, przerywając błogą ciszę i wprowadzając dosyć ponury nastrój.
Przełknąłem głośno ślinę i przygryzłem nerwowo wargę, której stan nie był zadowalający. Rany, jakie się na niej pojawiły, nie wyglądały zachęcająco.
Znów nastała chwila milczenia, a ja w końcu postanowiłem ją zakłócić.
– Jaka jest odpowiedź? Kochasz ją, prawda?
- Nie. – Wstrzymałem oddech, czując, jak serce zaczyna mi przyśpieszać. - Jestem z nią szczęśliwy, ale jej nie kocham. Nie wiem, po co ci to mówię. Może dlatego, bo chcę, byś znał prawdę.
- A dziecko? – spytałem łamiącym się głosem. Ręce mi drżały, dlatego też zacisnąłem dłonie w pięści, oczekując niecierpliwie wypowiedzi.
- Minako? A co ma być z nią? – zdziwił się. – Jako, że jest moja, kocham ją. A jej matkę szanuję. Nie mm zamiaru kończyć tej sielanki, zapamiętaj – ostrzegł. – Jestem szczęśliwy, dlatego też uszanuj to – sfinalizował swoją wypowiedź i wstał z krzesła, kierując się do wyjścia.
- Jesteś szczęśliwy w związku bez miłości?! – krzyknąłem za nim, zwracając na siebie uwagę.
Przystanął na chwilę, ale nic nie powiedział. Milczał przez moment, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Dopiero po chwili wzruszył ramionami.
– A czy musi być miłość, by być szczęśliwym? – spytał, ale gdy nie otrzymał odpowiedzi z mojej strony, ruszył do drzwi, a po chwili już go nie było.
Jak może być z kimś, kogo nie kocha? No jak?
A ona go kocha? Kocha czy nie?!
Chcesz odpowiedzi?
Chcę.
To porozmawiaj z jej najlepszą przyjaciółką.
Hinata...
Miałem się z nią przecież spotkać!
Zagryzłem wargi, czując, że już dłużej nie mogę trwać w niepewności. Poruszyłem się na łóżku, starając się z niego zgramolić. Nie zwracałem uwagi na pieczącą skórę oraz ból głowy, który nie ustępował. Musiałem się dowiedzieć.
Musiałem!

1 komentarz:

  1. Mimo wszystko szkoda mi Saia.
    Choć to opowiadanie raz nabiera sensu, a raz go traci... xD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy