środa, 7 lipca 2010

14. Obsesja

Rozdział XIV - Wyrzuty sumienia?

***
Podążałem długim korytarzem, podtrzymując się ścian. Bolało mnie wszystko - ręce, nogi, a najbardziej piekła skóra; mimo to czułem, że muszę wyjść, bo leżąc bezczynnie w sali, mogę zwariować.
Wokół mnie było pusto, żadnej pielęgniarki czy choćby pacjenta. Nikogo.
Nie wiem, po co szedłem, wiadomym było, że ze szpitala nie wyjdę. Każdy zwróciłby uwagę na chłopaka w bandażach, w piżamie i do tego jeszcze bosego. Ale coś kazało mi iść w stronę wyjścia. Tym czymś była intuicja. Chciałem porozmawiać z Hinatą, ale czułem, że tego nie zrobię. Nie dziś.
Natrafiłem na szeroko otwarte drzwi, a serce zakuło boleśnie. Zajrzałem, bo tak nakazywał mi rozum. Wpatrywałem się w postać leżącą na szpitalnym łóżku. Oddychał nierównomiernie, był podłączony do kroplówki, a do tego spał. Pomiędzy bandażami zawiniętymi na jego głowie dostrzegłem poobijaną twarz. Wyglądał tak bardzo żałośnie i bezbronnie.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, wciąż mając utkwione spojrzenie w osobę znaną mi bardzo dobrze.
Zagryzłem wargę i przymknąłem oczy. Chciałem wykrzyczeć, ponieważ wcześniej zapomniane wydarzenia z tamtej nocy zaczęły dawać o sobie znać.
Nie bronił się, spoglądał na mnie z uśmiechem i pozwolił na to wszystko. A później ta wykrzywiona w bólu twarz. Nie wiem, co mu zrobiłem, ale zabolało na tyle, żeby stracił przytomność. Po chwili i ja zniknąłem w ciemności. Zemdlałem albo z wycieńczenia, albo z interwencji Yamato, którego głos wdarł mi się pomiędzy wspomnienia. Krzyczał coś, chyba do Kakashiego. Gdyby nie oni, z nim naprawdę byłoby krucho. Zabiłbym. To jest niewątpliwe - zabiłbym go!
Stałbym się mordercą.
Niepewnie podszedłem do niego. Widząc tą twarz, całą poobijaną, wsłuchując się w nierównomierny oddech i spoglądając na mozolnie skraplającą się kroplówkę, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Współczułem mu, że na jego drodze stanął ktoś taki jak ja. Wyciągnąłem drżącą rękę i odgarnąłem z jego zmizerniałej twarzy zagubiony kosmyk hebanowych włosów.
Ja go naprawdę lubię. Wiem, że to, co zrobiłem, przeczy wszystkiemu, ale moje życie wprawdzie to jeden wielki paradoks. Taki ktoś jak ja nie powinien się nigdy urodzić - mając demona w sobie i trwając w obsesji, jestem w stanie zrobić wszystko.
Usiadłem na taborecie stojącym obok, w milczeniu przyglądając się jego żałosnej postaci. Do tego wszystkiego doprowadziłem go ja.
Nie wiem, kiedy złapałem za jego ciepłą dłoń i po prostu trzymałem, tak, jakbym chciał mu przekazać, że nie jest sam.
- Przepraszam – szepnąłem, przerywając ciszę, która po chwili znów zapadła. Słyszałem tylko jego nierównomierny oddech.
Skrzypnięcie drzwi. Ktoś wszedł do pomieszczenia, a mi ciężko było się odwrócić i zobaczyć, kto to taki. Owa osoba zawahała się, ale w końcu zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do łóżka i postawiła worek z zakupami na stoliku stojącym obok.
- Co tu robisz? – spytała. Głos miała lekki, radosny, ale wiedziałem, że jest zła. Zła na mnie - bo na kogo innego? To ja wyrządziłem jej mężowi krzywdę, to przeze mnie leży tu i walczy o życie, to ja jestem winien, nikt inny.
- Chciałem go przeprosić – podniosłem wzrok, wbijając go w jej pulchną sylwetkę. Przytyła, ale to przez ciążę.
Niepewnie przytaknęła i usiadła na łóżku tuż obok Saia. Wzdychała raz po raz, jakby podkreślając, że jest jej ciężko.
Nie jej jedynej.
- Słyszałeś, że chce się rozwieść? – spytała, wyraźnie unikając mojego spojrzenia. Zapadła cisza. Wiedziałem, ale co miałem odpowiedzieć?
- Sakura, ja... – uciąłem, nie wiedząc, co powiedzieć. Przepraszam? Ale czy słowa wystarczą? W tym wypadku odpowiedź jest jasna.
Zacisnęła pięści na kołdrze, zastanawiając się nad czymś. Zmarszczyła brwi, nie odzywając się słowem. Zapadła cisza, a ja bałem się ją przerwać. Wsłuchiwałem się w odgłosy zegara i jego nierównomierny oddech. Dopiero po chwili swoją uwagę skierowałem na jej brzuch. Uśmiechnąłem się pod nosem. Podniosłem się i położyłem dłoń na wybrzuszeniu, gładząc delikatnie.
- Jak dasz mu na imię? – spytałem łagodnie. Dziewczyna przyglądała się mi w zdziwieniu, ale po chwili na jej twarzy także zagościł uśmiech.
- Jeszcze nie wiem, - odparła szczerze i położyła swoją ciepłą dłoń na mojej – ale będzie piękne.
Zaśmiałem się lekko, zabierając rękę i siadając na swoim miejscu. Znów wbiłem wzrok w Saia. Spochmurniałem nagle, gdyż znów mi się przypomniało, co mu zrobiłem.
- Kochasz go? – zadałem pytanie z czystej ciekawości. Po prostu chciałem wiedzieć, czy ona darzy go miłością, możliwe, że tak samo wielką, jak ja Sasuke.
- Nie wiem. Czasami wydaje mi się, że go kocham, a czasami, że to tylko przyjaźń – odpowiedziała całkowicie szczerze. Skąd wiem? Znam ją już dosyć długo i potrafię to stwierdzić po samym głosie.
- Dlaczego więc...?
- Bo jestem egoistką – przerwała mi. Speszony jej groźnym tonem głosu, zerknąłem na nią zdenerwowany. Była zła, ale nie krzyczała. - Chciałam mieć kogoś przy boku, wykorzystałam jego niewiedzę co do stosunków międzyludzkich i wmówiłam mu, że to jest właśnie miłość. Tyle, że to nie mnie kochał. Spostrzegł to dopiero później. – Spojrzała na mnie sugestywnie. Po chwili spuściła wzrok na posadzkę. – Wiesz, kogo on kocha, Naruto? Ciebie.
Skuliłem się lekko, ale przytaknąłem Znów zapadła niezręczna cisza, której nie potrafiłem przerwać. Trwałem w niej tak samo, jak w mojej chorej obsesji. Po dłuższej chwili wstałem i w milczeniu skierowałem się do drzwi. Chciałem być wszędzie, ale nie w pomieszczeniu z Sakurą. Była na mnie zła. Nie o to, co wczoraj zrobiłem Saiowi, o coś zupełnie innego - zrujnowałem jej małżeństwo.
- Naruto. – Jej głos zatrzymał mnie. Opuściłem dłoń na klamkę i czekałem na jej dalsze słowa. - Połóż się. Musisz odpocząć, a nie biegać po szpitalu – powiedziała z wyraźnie słyszalną troską. Uśmiechnąłem się do siebie, czego nie mogła zauważyć.
- Dziękuję, Sakura – powiedziałem i odwróciłem się w jej stronę na pięcie, posyłając jej szczery uśmiech.
- Nie jestem na ciebie zła. – Tą wypowiedzią rozwiała moje przypuszczenia. Wiedziałem, że mówiła prawdę, dlatego nie szukałem w tym kłamstwa. Po prostu jej wierzyłem.
Ty zawsze jesteś naiwny.
- Nie kochasz go, prawda? – wskazała ruchem głowy na Saia. W jej głosie usłyszałem nadzieję. Tylko nie wiedziałem, na co. Na odpowiedź pozytywną czy negatywną?
- Nie – mruknąłem cicho, ale nie skłamałem.
Przytaknęła i niepewnie poruszyła się na łóżku, aż w końcu jej dłoń odnalazła nadgarstek męża.
– Nie jest jego – rzuciła zdanie wyrwane z kontekstu. Nic dziwnego, że się nie połapałem i spoglądałem na nią w zdziwieniu, oczekując wyjaśnień, bądź dalszej wypowiedzi. – Dziecko. Nie jest jego – dokończyła.
Stałem tam w progu jak głupek. Nie wiedziałem, co powiedzieć, bo co mówi się w takich sytuacjach?
- Sakura, możesz poprosić Hinatę, by mnie odwiedziła? – zmieniłem temat. Chciałem już stamtąd uciec. Znaleźć się w swojej sali, zaszyć pod kołdrą i siedzieć. Po prostu siedzieć, nie myśląc o niczym - o nim.
O Sasuke, co ostatnimi czasy zdarza się bardzo często.
- Jasne, a co chcesz?
- Porozmawiać – mruknąłem. Już po chwili nie było mnie w pokoju. Podtrzymując się ścian, szedłem przyspieszonym krokiem w stronę swojego pokoju.
Zdałem sobie sprawę z tego, że mnie okłamała. Sakura, kobieta, za którą niegdyś gotów byłem oddać życie, teraz kłamała mi prosto w oczy. Była na mnie zła, za to, że jestem. Za to, co czuje do mnie Sai. Ale przecież ona go nie kocha, dlaczego więc…?
Kobiety są zawistne.
Ale nie trzeba mnie okłamywać. Mogła powiedzieć mi wprost. Tyle, że to nie moja wina. Ja do Saia nic nie czuję.
Ona tego nie wie.
Mówiłem jej.
Każdy słyszy to, co chce. Ona usłyszała tak, jak chciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy