środa, 7 lipca 2010

18. Obsesja

XVIII. - Chwile przyjemności

***

Leżałem na łóżku, smętnie spoglądając na sufit. Dochodziła godzina szesnasta, a na dworze było ciemno przez szalejącą burzę.
Uśmiechnąłem się lekko, przenosząc wzrok na okno i rejestrując świecącą smugę przecinającą czarne niebo. Westchnąłem cicho, wpatrując się w wybryki przyrody z uwielbieniem. Zawsze fascynowały mnie burze. Były takie nieprzewidywalne i groźne. Nie wiem dlaczego, ale przypominały Sasuke.
Przygryzłem wargę, przypominając sobie, co miało miejsce wczoraj. Sai... Tak, tamten pocałunek na długo zostanie mi w pamięci. I te jego ciepłe, wąskie usta. Delikatny, ale stanowczy ucisk jego dłoni wokół mojej tali i... Całkowity brak Uchihy w moich myślach. To ostatnie mnie trochę przerażało.
W końcu przecież Sasuke był nieodłączną częścią mnie.
A ja nie czułem nawet tego, że go zdradziłem. Zawsze ogarniało mnie to uczucie. Było ono nawet przy moim pierwszym razie z Saiem. Co się teraz stało? Dlaczego mnie opuściło? Powinienem być szczęśliwy?
No i najważniejsze - czy to oznacza koniec mojej obsesji?
Zaśmiałem się do siebie, jakoś tak radośnie. Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- To niemożliwe – zachichotałem, czując się coraz mniej pewnie. Nie starałem się siebie przekonywać, tylko stwierdzić oczywisty fakt. Obsesja będzie przy mnie zawsze, bo przecież kocham Sasuke. A z tym wiąże się właśnie cała ta obsesja. Z miłością, w której miłości już nie ma.
Mruknąłem coś pod nosem, zakrywając ramieniem oczy i wzdychając ciężko.
– Nie wymyślaj sobie na siłę problemów – burknąłem, nie przejmując się tym, że rozmawiam sam ze sobą. W końcu przecież, dowiodłem już, że nie jestem do końca normalny. Nie muszę się powstrzymywać.
Na samą myśl o tym parsknąłem śmiechem, zaczynając się czuć jakoś tak lekko. Podniosłem się z posłania, milknąc nagle i wsłuchując się w grzmot. – Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć... – zacząłem liczyć. – Burza coraz bliżej miasta – stwierdziłem, gdy dotarłem do liczby piętnaście. Jeszcze przed chwilą było trzydzieści...
Spoglądałem w niebo, z lubością przyglądając się piorunom. Uśmiechnąłem się, stwierdzając, że przypominają jedną z technik Sasuke. Chidori.
Nagle z zamyślenia wyrwało mnie pukanie, które przez przypadek skomponowało się z grzmotem. Spojrzałem w stronę drzwi, zastanawiając się, kto mógł mnie odwiedzić w taką pogodę. Tsunade od pewnego czasu nie wysyłała mnie na misje, gdyż wytłumaczyłem jej, że muszę zając się moją drużyną, która ponoć była jedną z najgorszych grup w całym Konoha.
Westchnąłem, wstając z łóżka. Bębnienie w drzwi powtórzyło się, tym razem towarzyszył temu nie grzmot, a błyskawica. Co za wyczucie, uśmiechnąłem się pod nosem.
- Idę, idę – burknąłem, udając poirytowanie. W głębi serca cieszyłem się, że ten ktoś przyszedł, obojętnie kim by nie był. Miałem już trochę dość siedzenia samotnie w tych czterech ścianach. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je szeroko, zamierając nagle. Uchyliłem usta, badając wzrokiem postać stojącą przede mną. Co on tu robi?! – krzyczał jakiś głos we mnie. Mimo, iż wczoraj było z nim tak przyjemnie, jakoś nie chciałem się z nim widzieć. Nie teraz, gdy starałem się wszystko sobie ułożyć i zrozumieć dotąd niezrozumiane uczucia. Wciągnąłem nerwowo powietrze, spoglądając na jego wąskie i kuszące usta. Och, dobrze pamiętam, co wczoraj nimi wyczyniał. Oczywiście nie pozwoliłem mu na nic więcej, niż pocałunek. Poczułem się głupio i po prostu uciekłem.
Tchórz.
- Sai? – spytałem, jakby jeszcze nie dowierzając w to co widzę.
Wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem w bok.
- Jak widać – mruknął, chyba speszony, lecz po chwili jego czarne tęczówki wbiły się we mnie, z taką determinacją, że aż zrobiło mi się głupio i dziwnie gorąco. - Mogę? – rzucił, robiąc krok na przód, w moją stronę.
Pokiwałem energicznie głową, nie chcąc odpowiadać, gdyż bałem się, że głos będzie mi niebezpiecznie drżeć. Odsunąłem się od drzwi, gestem zapraszając go do swojego jednopokojowego mieszkania. Stanął przy mnie, rozglądając się. Uśmiechnąłem się, widząc to.
- Nic ciekawego, co? – mruknąłem z rozbawieniem, zamykając za nim drzwi. – Ale mi wystarcza. Właściwie, to nawet je lubię – gadałem nerwowo, tak jakby Sai był u mnie pierwszy raz. Najwidoczniej zapomniałem o naszym dość intymnym spotkaniu...
- Ostatnio było ciemno i raczej byłem zajęty tobą, by mieć głowę do oglądania twojego mieszkania – rzucił ciepło, a ja wstrzymałem oddech. Jego głos, gdy to wypowiadał był taki... Pociągający. Łóżkowy i niski.
Odchrząknąłem, uśmiechając się z zakłopotaniem. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. To było takie dziwne. Stał przede mną, jakby nigdy nic. Jakbyśmy byli kumplami. No, chyba, że jego intencje w odwiedzeniu mnie były inne, ale jednak wolę się w to nie zagłębiać.
- Taa... – mruknąłem mało inteligentnie, nie wiedząc, co mogę odpowiedzieć. Zaplotłem ramiona na klatce piersiowej, chcąc coś z nimi zrobić. – To, - odchrząknąłem znów, czując jak coś drapie mnie w gardle – po co przyszedłeś?
- Chciałem coś powiedzieć, ale boję się, że zabraknie mi na to odwagi – burknął, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Przełknąłem ślinę, nie wiedząc, o co może mu chodzić. Zaśmiałem się dość nerwowo, drapiąc w tył głowy, jakby chcąc rozładować przez to napięcie.
- Nie no, nie jest pewnie tak źle – rzuciłem, przeklinając się w duchu, że pod koniec głos zaczął mi drżeć.
To oczekiwanie było takie... Podniecające?
Westchnął, podchodząc do mnie bliżej. Wyciągnął dłoń, przejeżdżając nią delikatnie po moim policzku, obrysowując dokładnie blizny na nim.
- Mówił ci ktoś, że masz ładne oczy? – spytał.
Uchyliłem usta, patrząc na niego z obawą. To brzmiało tak... Dziwnie.
- Ugh, - stęknąłem – Nie. Wiesz, takie rzeczy mówi się raczej do kobiety, więc nic dziwnego, że jeszcze tego nie słyszałem – wzruszyłem ramionami, chichocząc nerwowo i uciekając przy tym wzrokiem w bok.
- Ta – mruknął z zakłopotaniem. – Ale jestem beznadziejny, co?
Spojrzałem na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Szybko pokręciłem głową, pukając go w ramię, dosyć zaczepnie.
- To było... - uciąłem, szukając pasującego słowa. – Miłe – uśmiechnąłem się szczerze. – Ale chyba nie odwiedziłeś mnie w taką pogodę, - wskazałem ruchem głowy na okno, za którym panowała burza – by mi to powiedzieć, co?
- Właściwie to nie – westchnął. – Naruto - zaczął jakoś tak oficjalnie, a mi serce zabiło szybciej od jego głosu. Co on z nim wyprawiał? Miał w ogóle świadomość, jak teraz brzmi? Tak ponętnie, pociągająco, że nabrałem chęci rzucenia się na niego. A to było już naprawdę dziwne. – Wczorajszy pocałunek pewnie dla ciebie nic nie znaczył, ale dla mnie tak. Wiesz już, że cię kocham – z każdym jego słowem, ogarniało mnie dziwne uczucie. Zagryzłem wargi, chłonąc go wzrokiem. Wyglądał jak Sasuke. Był do niego podobny, a zarazem całkowicie inny. – Jeśli miałbym być tylko zastępstwem Sasuke, niech się tak stanie, ale chcę być przy tobie.
Otworzyłem szeroko oczy, przełykając nerwowo ślinę. To brzmiało jak... Oświadczyny? Miałem ochotę uciec i schować się pod łóżko. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. To, co powiedział było miłe, ale no... Ja nie chcę zastępstwa.
Chyba nie chcę…
Zerknąłem na niego, a mój wzrok niemal od razu powędrował na te jego wąskie i kuszące usta. Przygryzłem wargę, zaciskając palce na swoich ramionach. Był tak blisko, niemal czułem jego zapach.
Zrobiłem krok w przód, stając tuż przed nim. Uniosłem się lekko i już niewiele myśląc pocałowałem, po chwili zaplatając dłonie na jego szyi. Objął mnie w pasie, całując dosyć chciwie. Mruknąłem cicho, skubiąc jego wargę i nie wiedząc, kiedy to ja przejąłem kontrolę. Mój język władczo badał wnętrze jego ust. To było takie przyjemne, a ciepłe dłonie na moich biodrach tylko potęgowały wszystkie doznania.
Przygryzłem jego wargę, uchylając powieki i wbijając wzrok w jego czarne, nieprzeniknione oczy. Coś ukuło mnie w sercu, jakby nakazując odsunąć się. Jednak nawet wtedy nie pomyślałem o Sasuke. Zachowywałem się tak, jakby Uchihy nigdy nie było.
- Do łóżka – szepnąłem spragniony, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc w kierunku posłania. Nie sprzeciwiał się. Poszedł za mną, z delikatnym uśmiechem na ustach. Pozwolił się popchnąć i oddał całą kontrolę mi, temu niedoświadczonemu Uzumakiemu. Usiadłem na jego biodrach okrakiem, przyciskając jego nadgarstki do materaca. Och! Jak wspaniale było tak usiąść. Wiedzieć, że ma się kontrolę nad sytuacją. Nachyliłem się nad nim, skubiąc delikatnie jego wargi. Westchnąłem cicho, czując jak podniecenie rośnie. Otarłem się lekko biodrami o jego udo, chichocząc pod nosem.
Byłem odurzony.
Nie wiem, jak nazwać to, co czułem w tamtej chwili. Tamtą lekkość i radość połączoną z maksymalnym podnieceniem. To było takie całkowicie inne. Jakbym nie robił nic wbrew sobie.
- Nie wiem jak się będę czuć na dole – powiedział poważnie Sai, jakby się tego obawiając. Zamilkłem na chwilę, spoglądając mu głęboko w oczy. I wtedy zauważyłem, że nie są takie jak Sasuke. Są całkowicie inne. Mniej matowe, a zarazem bardziej mętne. Całkowicie nielogiczne, czego oczywiście w tamtej chwili nie zauważyłem. Bo wtedy wydało mi się to takie prawdziwe, jak jeszcze nigdy.
- Ten jeden raz – burknąłem, niczym dziecko, przytulając się do jego torsu. Objąłem go ramionami i wtuliłem twarz w szyję. Mimo to podniecenie jakie czułem nie opadało, a nawet nie zanosiło się na to. Znów otarłem się o jego udo, mrucząc przy tym z rozkoszą. – Później już ty przejmiesz kontrolę – zachichotałem, całkowicie nie zauważając w swojej wypowiedzi obietnicy.
A może nie chciałeś jej zauważyć?
Uśmiechnął się lekko, ogarniając mnie ramieniem. Tak, on tą obietnicę wyłapał. Powiedziałem mu, że jeszcze będę się z nim kochać, a on najwidoczniej bardzo cieszył się z tego...
Podniosłem się, całując go jeszcze przelotnie w usta. Miękkie, a zarazem wąskie wargi. Uwielbiałem je. Liznąłem trochę perwersyjnie jego podbródek, a później delikatne wybrzuszenie na szyi, zwane jabłkiem Adama. Odchylił lekko głowę do tyłu, mrucząc pod nosem. Zadowolony z dźwięku, jaki wydobył się z jego ust, wsunąłem dłonie pod jego bluzkę, chcąc usłyszeć więcej. Delikatnie drapałem go po bokach, szczypałem i gładziłem, wsłuchując się w salwy przedziwnych, ale podniecających odgłosów. Sai miał taki pociągający, niski głos. Całkowicie męski i nadający się tylko do łóżka. Westchnąłem cicho, nasłuchując jego pomruków, gdy przygryzałem mu płatek ucha.
- Zdejmij – jęknąłem, siłując się z jego bluzką. Uniósł się lekko, ściągając z siebie ubranie. Gdy już myślałem, że się położy, chwycił mnie w pasie, zrzucając i przejmując całą kontrolę. Stęknąłem niezadowolony z obrotu sprawy, jednak szybko o tym zapomniałem, gdy z gracją godną szpiegowi, ściągnął ze mnie spodnie i zaczął pieścić moje przyrodzenie przez materiał bielizny. Pisnąłem zaszokowany, przyglądając się temu. To było takie dziwne, widzieć jego głowę tam, na dole. Rozsunąłem szerzej nogi, mrucząc cicho z rozkoszy. Wsunąłem dłoń w jego ciemne, krótkie włosy i pociągnąłem lekko do góry, złączając swoje wargi z jego krwistoczerwonymi ustami.
- To ja miałem być na górze – mruknąłem.
- Za bardzo się cackałeś z tym wszystkim, musiałem interweniować – odszepnął ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Rzuciłem mu speszone spojrzenie, po chwili uciekając wzrokiem w bok. To było takie krępujące.
Zaśmiał się cicho i ściągnął z siebie resztę ubrania, prezentując mi swojego wyprężonego penisa. Wyciągnąłem niepewnie dłoń i dotknąłem jego główki, na której znajdowały się pierwsze krople nasienia. Nachyliłem się bardziej, przesuwając dłonią po całym jego trzonie, przy okazji rozsmarowując na nim spermę. Sai stęknął cicho, opadając na materac tuż koło mnie i dając mi znak, że mam kontynuować. Ja jednak nie za bardzo wiedziałem jak. Przysunąłem się jeszcze bliżej do jego krocza i liznąłem jedno z jego jąder.
- Rumienisz się – zaśmiał się brunet. Spojrzałem na niego, czując się coraz bardziej speszony. Nie musiał tego mówić, czułem przecież gorąco na twarzy! Dobrze o tym wiedziałem! Powróciłem wzrokiem do wyprężonej męskości, nad którą się nachyliłem. Wpatrywałem się przez chwilę w jego przyrodzenie, nie wiedząc co teraz zrobić. Otworzyłem usta i po prostu wziąłem główkę penisa do buzi. Poczułem dość dziwny smak, ale kontynuowałem, nabijając się na jego męskość. To było takie dziwne, a zarazem podniecające. Nigdy bym nie pomyślał, że będę robić coś takiego...
- Spokojnie, bo dojdę od samych twoich ust – szepnął, odrywając mnie od swojego penisa. – Idź po jakiś krem – mruknął podciągając mnie do góry i całując w usta, drugą dłonią masując moją pobudzoną męskość przez bieliznę. Stęknąłem cicho, nie mając ochoty się od niego odrywać. Jednak w końcu przemogłem się i wstałem. Poszedłem do łazienki, łapiąc za pierwszy lepszy krem do rąk i powracając do niego.
Sai, niczym znawca, odebrał ode mnie tubkę i położył obok siebie. Podciągnął się do siadu, wsuwając dłonie w moje bokserki i ściągając mi je.
- Sai, robiłeś już to kiedyś? – spytałem, przyglądając się, jak wyciska krem z tubki.
- No, z tobą, nie? – odpowiedział trochę zbity z tropu. Nachylił się nad moim penisem i rozprowadził na nim specyfik.
- Nie – pokręciłem głową, wzdychając mimowolnie. Jego ruchy były strasznie przyjemne. – Chodzi mi o wiesz... Na dole – wydukałem, mrużąc oczy i stękając cicho.
Spojrzał na mnie, nie przerywając swoich przygotowań.
- Raz, ale to było dawno – odpowiedział, po czym zostawił mojego penisa i położył się na brzuch unosząc pośladki w górkę. – Dlatego bądź ostrożny – szepnął, jakby się obawiając. Przełknąłem ślinę, zaczynając odczuwać pewnego rodzaju strach. A jak będzie go boleć?
Zmarszczyłem brwi, starając się coś wymyślić, by zmniejszyć jego dyskomfort. Mój wzrok powędrował na otwartą tubkę kremu. Sięgnąłem po nią i wyłożyłem sobie trochę na dłoń, po czym wsunąłem palce do jego szparki, przylegając torsem do jego pleców.
Westchnął cicho, zaciskając mięśnie wokół moich palców. Starał się rozluźnić, lecz jakoś nie potrafił.
Pocałowałem go uspokajająco pomiędzy łopatkami. Był taki smukły, ale i tak wyższy ode mnie. Marzenie każdej kobiety.
- Już – szepnął cicho, rozluźniając się.
Spojrzałem na niego nie przekonany, bojąc się, że mogę sprawić mu ból. Moje przyrodzenie nie było jakiś olbrzymich rozmiarów, ale przecież małe też nie było...
Wsunąłem się w niego powoli, przymykając z rozkoszy powieki. Tak ciasno! Jęknąłem, gdy poczułem jak Sai sam się na mnie nabija, mrucząc przy tym jak duży kot.
Poruszyłem się powoli, dociskając swoje uda do jego pośladków. Jęknął, wypinając się w moją stronę. Przekonany, że nie zrobię mu już żadnej krzywdy, zacząłem wykonywać gwałtowne ruchy, nie przejmując się głosami rozkoszy, jakie wydawałem.
- Och! – stęknął Sai, cały pobudzony, starając się wychodzić biodrami naprzeciw moim posunięciom. Nabijał się na mnie ostro, niekontrolowanie, ja za to nie byłem bardziej opanowany. Wszystko, co było w mojej głowie, teraz jakby wyparowało, pozostawiając po sobie przyjemną pustkę. Jedynym, co czułem, było zbliżające się spełnienie. Zdążyłem jeszcze zarejestrować, jak Sai zaczyna się masturbować. Szybko i niekontrolowanie. Doszedł przede mną, zaciskając mocniej mięśnie odbytu. Jęknąłem głośno, czując to i dochodząc. Opadłem zmęczony na jego plecy.
- To może teraz prysznic? – spytał, odwracając się i przytulając mnie do swojego torsu.
- Jeszcze chwila – mruknąłem, przyglądając się ostatnim błyskawicom na niebie. Chyba zaczynało się przejaśniać.
- Robiliśmy to w trakcie burzy – zaśmiał się. Przełknąłem ślinę, czując się jakoś dziwnie.
Burza, deszcz, grzmoty, błyskawice...
Błyskawice.
Och, boże! Sasuke...
- Ta – mruknąłem, postanawiając nie martwić się teraz brunetem. W tej chwili mam Saia...
Przytuliłem się do niego bardziej, składając leniwe pocałunki na jego piersi. – Jesteś strasznie blady – szepnąłem, gładząc jego delikatną skórę na torsie.
- A ty za to śniady – odpowiedział, podciągając mnie w górę i całując namiętnie.

Spojrzałem na zegarek, zakładając jakąś błękitną bluzkę z krótkim rękawkiem. Dochodziła godzina dwudziesta, a to oznaczało, że życie nocne w wiosce dopiero zaczyna rozkwitać. Uśmiechnąłem się do Saia, który suszył ręcznikiem włosy.
- Pójdziemy na spacer? – spytałem, wciągając na siebie jakieś czarne spodnie.
- Spacer? – zastanowił się chwilę, odkładając ręcznik. – Czemu nie? Może na lody? – zaproponował.
- Nie – pokręciłem głową. – Chciałbym się tylko przejść. Uwielbiam zapach powietrza po burzy – uśmiechnąłem się z rozmarzeniem.

Tak. Wioska tętni życiem, nawet w nocy. Ulice pełne straganów, barów i ludzi. Lody, waty cukrowe, przytulanki, kwiaty... Dokładnie wszystko, czego pragną zakochani. Może właśnie dlatego tak dziwnie szło mi się z Saiem u boku?
Przecież…ja do niego nic nie czuję.
Westchnąłem cierpiętniczo, błądząc wzrokiem po straganach. Nagle, poczułem dłoń Saia oplatającą moją własną. Rzuciłem mu zdenerwowane spojrzenie, którego najwidoczniej nie wyłapał, gdyż uśmiechnął się do mnie szeroko.
Zacząłem się panicznie rozglądać, nie mając pojęcia co teraz zrobić.
- Mogę cię pocałować? – usłyszałem koło ucha. Otworzyłem szeroko oczy, mając ochotę uciec.
- Tutaj? – spytałem żałośnie, nie wiedząc jak odmówić.
- Tutaj – przytaknął, ogarniając mnie ramieniem. Nie mogłem go przecież ot tak odsunąć. Kochałem się z nim bez opamiętania, a teraz miałbym zrobić coś takiego?
- Ale tu są ludzie – wyjąkałem, starając się dać mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na takie zabawy.
- Wstydzisz się mnie? – zapytał całkowicie poważnie, a ja już wiedziałem, że nieźle się wpakowałem. No i co miałem na to odpowiedzieć? Skłamać, powiedzieć prawdę, czy może przemilczeć?
- Nie – burknąłem, czując jak nachyla się nade mną i składa na moich wargach pocałunek. Och, jego usta były takie miękkie!
Oderwał się ode mnie z uśmiechem, na który chciałem odpowiedzieć, ale jednak nie zdążyłem. Panicznie spojrzałem na osobę, przyglądającą się nam.
Sasuke! Co on tutaj robił?
Miałem ochotę podbiec do niego i wszystko wyjaśnić, jednak zanim to uczyniłem odszedł naburmuszony.

3 komentarze:

  1. Haha! Dobrze mu( Sasuke i w sumie Naruto też) tak ;P :D

    OdpowiedzUsuń
  2. I co teraz? Co teraz?
    Spokojnie... Przejdzie, jak ta burza.
    Ale najpierw...
    Tak. Siupną błyskawicami.

    Ślicznie opisane ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę ładnie opisujesz związki pomiędzy postaciami :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy