XIX - „Każda matka kocha swoje dzieci”
***
Siedziałem w swoim małym, ciemnym pokoju, wpatrując się w niebo. Dochodziła północ, a ja nie miałem najmniejszej ochoty, by położyć się spać. Przewracałem się z jednego boku na drugi, rozmyślając.
Wciąż miałem przed oczami zezłoszczoną twarz Sasuke. To, jak na mnie spojrzał, jakby chciał zabić samym spojrzeniem. Ja jednak nie potrafiłem rozszyfrować jego wzroku. Uchiha mógł być zły, jednak nie wiedziałem, dlaczego.
Czyżby powodem był ten pocałunek? Może był zazdrosny?
Serce zaczęło mi szybciej bić na samą myśl, że umysł Sasuke mógł być targany przez takie uczucia. I to przez kogo? Przeze mnie! Przygryzłem wargę, zaciskając dłoń na kołdrze. Byłoby wspaniale, gdyby był zazdrosny! Wytłumaczyłbym mu wszystko i...
...Żyli długo i szczęśliwie, koniec. Otwórz choć na chwilę oczy! Nie widziałeś z kim był Sasuke? Co mógł tam robić i najważniejsze – do kogo było kierowane owe spojrzenie? Jesteś strasznie naiwny, Naruto.
Może i była koło niego Mirune. Może i kupował jej jakąś biżuterię, ale na pewno to nie na nią patrzył! Ten wzrok był skierowany do mnie! I do Saia! Ostrzegał go, że...
Że? Że ma żonę i dziecko, że go nie interesujesz i że masz w końcu się od niego odczepić.
Westchnąłem cicho, a uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy. To było takie przyjemne uczucie, bo w końcu zazdrość jest przejawem miłości...
Wtuliłem twarz w poduszkę, czując się przyjemnie lekki. W dodatku te miłe drapanie w podbrzuszu... Czyżby to było szczęście?
Jednak wiedziałem, że będę musiał porozmawiać z Sasuke. Będę musiał mu wszystko wyjaśnić, powiedzieć, że z Saiem to nie jest tak naprawdę. I może wtedy wszystko mi się jakoś ułoży, a Mirune... Mirune zniknie z jego życia. Raz na zawsze.
Nadzieja matką głupich.
Ale ponoć każda matka kocha swoje dzieci.
Obudziłem się jeszcze przed wschodem słońca. Mimo późnego zaśnięcia, czułem się wyspany i dziwnie rześki. Wyskoczyłem z łóżka, dopadając szafy. Zacząłem wyrzucać z niej ubrania, zastanawiając się, co założyć. Nie chciałem wciskać się w swój stary, uniwersalny dres. Chciałem wyglądać jakoś inaczej. Za jakieś dwie godziny udam się do domu Sasuke, by porozmawiać z nim, no i nie chciałem pokazać mu się w swoim nudnym, zwyczajnym stroju. Musiałem inaczej.Coś kazało mi przejrzeć dokładnie garderobę, wybrać najlepszy strój, później wziąć długą kąpiel, by w końcu stanąć przed lustrem i przeglądać się w nim przez godzinę.
Skrzywiłem się lekko na ten poranny plan, który już układał mi się w głowie. Zagryzłem wargę, by nie parsknąć śmiechem.
Jak dziewczyna wybierająca się na randkę.
Dokładnie.
Zrezygnowany złapałem za czarne spodnie i niebieską bluzkę z krótkim rękawkiem. Ciuchy, które miałem ubrane wczoraj. Prezentowałem się w tym nienajgorzej, ale znacznie lepiej niż w niezniszczalnym dresie. Pobiegłem do łazienki, stając przed wanną i przyglądając się jej z zastanowieniem.
Długa i relaksująca kąpiel.
Do licha! – coś krzyknęło w mojej głowie.
Odkręciłem kurek z ciepłą wodą. Nie będzie długa, będzie szybka, ale orzeźwiająca, o! Nie będę się przecież zachowywał jak jakaś nastolatka.
Szybko zrzuciłem z siebie bokserki i czarną, za dużą koszulkę do spania. Wskoczyłem do wanny, myjąc się szybko, ale dokładnie.
Uśmiechnąłem się do siebie, znów czując przyjemne drapanie w podbrzuszu. Sasuke... Wypytam go o wszystko. I niech nie myśli, że może kłamać mi w prosto w oczy! Widziałem jego wzrok! Teraz już na pewno mnie nie oszuka!
Wyskoczyłem z wanny, wycierając się powoli. Odechciało mi się tego szybkiego tempa, jakie przed chwilą narzuciłem. Miałem jeszcze sporo czasu, po co mam się spieszyć?
Równo z wybiciem godziny dziewiątej, zapukałem do jego drzwi. Na mojej twarzy wciąż błąkał się radosny uśmiech na myśl, że go zobaczę. Że spojrzę w jego oczy i znów poczuję się dziwnie mały i zakłopotany.
Drzwi otworzyła osoba, której widzieć nie chciałem. Oczywiście wiedziałem, że mogę ją dziś spotkać, ale wolałem o tym nie myśleć. Po co miałem sobie psuć humor?
- Naruto? – przywitała się ciepło. – Och, nie spodziewałam się ciebie! – posłała mi uśmiech pełny radości, a mi nagle zachciało się zwrócić śniadanie. Litości! Kogo ona udaje? – Pewnie do Sasuke, co? – nie czekając na moją odpowiedź, odwróciła się i zaczęła wołać męża. – Może wejdziesz? – spytała, zapraszając mnie do środka jak prawdziwa pani domu.
Skrzywiłem się lekko, prawie niewidocznie.
- Nie, poczekam tutaj – odparłem dosyć niegrzecznie. Nie bawiłem się w uprzejmości, tak jak robiła to ona – kobieta idealna.
Przytaknęła i odeszła, zostawiając drzwi szeroko otwarte. Usłyszałem jeszcze jak rozmawia z mężem i już po chwili z pokoju obok wyłoniła się sylwetka Uchihy, na co wstrzymałem oddech. Sasuke miał na sobie tylko spodnie od dresu! Do tego ta nic niewyrażająca mina i czarne tęczówki. Czułem, jak zaczynają mi mięknąć kolana.
- Naruto? – zdziwił się.
Odchrząknąłem, gdyż poczułem, że głos uwiązł mi w gardle. Nic dziwnego! Nie zawsze widzę go półnagiego! No, może w snach, ale to jest zupełnie, co innego!
- No – zacząłem kulawo, starając się ułożyć wszystkie myśli. Ale jak mogłem coś takiego zrobić, gdy tuż przede mną stał prawie nagi Sasuke? Uch, ta jego blada cera tak cudownie kontrastująca z czarnymi włosami... – Bo ja... Chciałem pogadać – spojrzałem mu głęboko w oczy, czując jak robi mi się gorąco.
- Pogadać – przytaknął, dalej nie rozumiejąc.
- Pogadać – odpowiedziałem pewniej, przeklinając siebie w myślach. Co ja wyprawiam? Ta rozmowa prowadzi do nikąd!
- I co w związku z tym? – zapytał z kpiną.
Odetchnąłem głęboko, nie chcąc zrobić z siebie jeszcze większego idioty.
- Tu ci nie powiem – burknąłem. – Możemy iść do parku? – spytałem z nadzieją. Przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, po czym odwrócił się i zamknął mi drzwi tuż przed nosem!
Otworzyłem szeroko oczy, przyglądając się drewnu z zaskoczeniem. Gdy szok minął, zmarszczyłem brwi, zaczynając odczuwać głęboką irytację.
- Uchiha! – wrzasnąłem, nie potrafiąc się pohamować. – Draniu jeden! Zachowałbyś chociaż maniery i powiedział, że nie masz ochoty! – krzyczałem, waląc w drzwi pięściami. Nie musiałem długo czekać, by się otworzyły i staną w nich Sasuke.
Brunet zmierzył mnie kpiącym spojrzeniem.
- Musiałem coś na siebie założyć – wskazał na czarną bluzkę. – Nie mam zamiaru paradować po mieście półnago – zrobił krok do przodu i zamknął za sobą drzwi. – A ty młotku, bierz coś na uspokojenie, bo widzę, że masz zaburzenia emocjonalne – zakpił i ruszył w stronę parku. Zmarszczyłem ze złością brwi. No, co za debil! Szybko go dogoniłem, mierząc znienawidzonym spojrzeniem, tak jak to robiłem jeszcze dziewięć lat temu, gdy byliśmy drużyną siódmą.
- Drań pozostanie draniem – burknąłem zły, kopiąc kamyk.
- A idiota idiotą - wzruszył ramionami.
Prychnąłem, przyglądając się jego idealnemu profilowi.
- Do mnie pijesz? – spytałem, raczej by podtrzymać przekomarzanie. Lubiłem te chwile, gdy sobie dogryzaliśmy. Wtedy czułem, że może coś jeszcze pozostało z naszej dawnej przyjaźni, lecz niestety, później dopadała mnie brutalna rzeczywistość.
I obsesja.
- Brawo, inteligencie – odparł złośliwie.
- Ta, geniusz się znalazł – odgryzłem się.
- To będziemy teraz zastanawiać się, jak bardzo inteligentny jestem, czy może w końcu wyjaśnisz mi, o czym chciałeś porozmawiać? – spytał. – Nie, żeby przeszkadzały mi komplementy, ale muszę wracać do domu.
- Do żoneczki i dzieciaczka na śniadanko? Taki dobry z ciebie tatuś? – nie wiem dlaczego coś takiego powiedziałem. Po prostu miałem już dość tego „nowego” życia Sasuke.
Uchiha zatrzymał się w pół kroku, łapiąc mnie za nadgarstek i nakazując w ten sposób, bym stanął tuż obok niego.
- A teraz, o co ci chodzi? – syknął niemiło, zaciskając dłoń na moim przegubie. Skrzywiłem się, gdyż Uchiha miał naprawdę mocny uścisk.
- Boli – burknąłem, wyrywając mu się. – O nic, po prostu stwierdzam fakt – wzruszyłem ramionami.
- Słuchaj, ja nie stwierdzam żadnych faktów dotyczących twojego prywatnego życia – zasyczał niczym wąż, rzucając mi nieprzychylne spojrzenie.
- Może takiego nie mam? - odparłem szybko, zupełnie zapominając, dlaczego chciałem z nim porozmawiać.
Sasuke czasami potrafił mnie zdenerwować. Nie mówię, że trzeba wysiłku do tego, ale Uchiha sam się prosi o porządne lanie! Szkoda tylko, że nie podniósłbym na niego ręki, a tym bardziej kunaia.
- Och – pokręcił głową z powątpieniem – A Sai? Wczoraj obściskiwaliście się na środku ulicy – warknął z odrazą.
Otworzyłem szeroko oczy, czując jak zaczyna się we mnie gotować. Zacisnąłem dłoń w pięść, posyłając mu ostrzegające spojrzenie.
- Nie powinieneś się tym interesować! Będę robić, co chcę! – syknąłem, powstrzymując się by go nie uderzyć.
Prychnął, kręcąc głową.
- Trudno się nie interesować, gdy całujesz się na środku ulicy – powiedział, a mnie zamurowało. Otworzyłem szeroko oczy, nie wiedząc jak zinterpretować jego słowa.
- Coś sugerujesz? – spytałem, czując jak serce zaczyna mi szybciej bić. Zagryzłem nerwowo wargę, czekając na odpowiedź.
Milczał przez chwilę, a później machnął ręką.
- Nie, nic nie sugeruję – odparł, odwracając się na pięcie. – Skoro masz swojego Saia, to idź do niego – rzucił i już miał odejść, ale zdążyłem złapać go za nadgarstek.
- Kocham cię – szepnąłem. Powtarzałem mu to tyle razy, zawsze z nadzieją, że mi odpowie. Teraz też miałem nadzieję.
- No to musisz nacieszyć się Saiem, bo ja ciebie nie – warknął, wyrywając się z furią. Rzucił mi nienawistne spojrzenie, przez które aż zadrżałem z niepokoju. – Tak ciężko ci zrozumieć, że ja mam cię gdzieś?
Boli.
Słowa naprawdę bolą.
Uśmiechnąłem się ponuro, robiąc krok w tył. I co ja sobie głupi myślałem? Że Sasuke odpowie ochoczo – „Tak, Naruto! Ja ciebie też kocham!”?
Dokładnie tak myślałeś.
Spojrzałem na niego z pewną dozą smutku. On przyglądał mi się całkowicie niewzruszony.
- Pewnie mną gardzisz, co? – spytałem, sam nie wiedząc dlaczego. Nie miałem żadnego powodu, a nawet nie chciałem znać odpowiedzi. Przecież wszystko było jasne.
Uchylił usta, chcąc coś powiedzieć, lecz szybko je zamknął, jakby się rozmyślił. Spojrzał mi jeszcze głęboko w oczy, po czym odszedł w swoją stronę.
Wpatrywałem się przez chwilę w jego oddalającą się sylwetkę.
Jak można być taki głupim? Byłem niemal pewny, że tamto spojrzenie coś oznaczało. A jednak sparzyłem się na tej swojej pewności.
Zamknąłem oczy, czując, że za chwilę mogę się rozkleić.
No, do licha! Przecież tamto spojrzenie... Co ono niby oznaczało? Widziałem w nim złość, to jak na mnie patrzył, tamta zazdrość, tak jakby chciał być na miejscu Saia.
Jednak jeszcze nie dojrzałem. Nie potrafię nawet rozszyfrować spojrzeń. Nic dziwnego, że sobie później wmawiam niewiadomo, co.
Odwróciłem się i poszedłem prosto, nie zastanawiając się gdzie. Byle przed siebie.
Czułem się taki zagubiony. Sasuke... On znowu to zrobił. Znów uświadomił mi w dość niedelikatny sposób, że jestem niczym. Śmieciem - tak jak to kiedyś ujął.
Może to właśnie tym jestem?
Stanąłem przed drzwiami. Uśmiechnąłem się do siebie i zapukałem. Tak, chciałem go zobaczyć. Nie chciałem być sam. Miałem już dość samotności. Szkoda tylko, że wszystko odbija się właśnie na Saiu.
- Chwila! – usłyszałem za drzwiami, które po minucie się otworzyły. W progu stanął brunet w samym ręczniku, który był podtrzymywany jedną ręką. Sai przyjrzał się mi zaskoczony. – Naruto?
- Cześć – powiedziałem cicho, spuszczając zaszklone oczy. – Mogę? – spytałem niepewnie, robiąc krok do przodu. Szybko pokiwał głową i wpuścił mnie do środka, zamykając za mną drzwi.
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony, całkowicie nie przejmując się swoją nagością. Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem przecząco głową.
- Idź się najpierw ubierz, bo się jeszcze przeziębisz – powiedziałem z troską. Westchnął cicho, spoglądając na mnie z obawą. Wiedział, że coś się stało. Normalnie przecież bym do niego nie przyszedł...
Przytaknął po chwili wahania, ale nie ruszył się ani o milimetr.
- Idź do salonu – powiedział w końcu, po czym się odwrócił i zniknął w pomieszczeniu obok. Westchnąłem cicho, czując się nieprzyjemnie pusty. Jestem głupi i naiwny. Dlaczego Sasuke miałby czuć zazdrość w stosunku do mnie? W czym ja jestem lepszy od tej całej Mirune? Ona jest kobietą idealną, a ja niezrównoważonym psychicznie człowiekiem.
Wszedłem do pokoju i od razu usiadłem na kanapie. Skuliłem się nieco, rozglądając dookoła. Może nie było tu za pięknie, ale było tak ciepło. Stara wysłużona wersalka nie wyglądała zbyt elegancko, ale bordowy koc, jakim była obłożona dodawał tej domowej atmosfery, której nigdy nie zaznałem.
Do pomieszczenia wszedł Sai, już całkowicie ubrany. Rzucił mi zatroskane spojrzenie, po czym szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą drzwi od kanapy. Usiadł koło mnie i przez chwilę spoglądał mi w oczy.
- Płakałeś? – spytał zdenerwowany.
Szybko, niezbyt dokładnie, przetarłem powieki.
- Nie – powiedziałem zgodnie z prawdą. Byłem temu bliski, ale się nie rozkleiłem. – Przepraszam, nie chcę zawracać ci głowy. Może już lepiej pójdę? – zapytałem, czując się jak piąte koło u wozu. Sai szybko złapał mnie za nadgarstek i zaprzeczył ruchem głowy.
- Powiesz mi? Coś z Sasuke, tak?
Jestem aż tak przewidywalny?
Spuściłem głowę i po chwili przytaknąłem, uśmiechając się przy tym smutno. Poczułem, jak Sai ogarnia mnie ramieniem i po chwili wahania składa czuły pocałunek na mojej skroni.
- Zgodziłem się być jego zastępstwem. Wiem, że to jego kochasz, dlatego możesz mi powiedzieć – szepnął mi do ucha, na co ja zadrżałem, słysząc jego głos. Zmysłowy i niski. – Wszystko, rozumiesz? Nie martw się, że mnie tym urazisz, czy coś... – zakończył trochę kulawo.
Przełknąłem ślinę, po czym odsunąłem się od niego.
- Nie chcę o tym mówić. Po prostu nie chciałem być sam – powiedziałem zgodnie z prawdą.
Westchnął ciężko, spoglądając na mnie przez chwilę z zastanowieniem wypisanym na twarzy. Podniósł się z kanapy, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Chcesz herbaty? – zapytał, jakby nigdy nic.
Pokręciłem głową i złapałem go za nadgarstek.
- Usiądź – powiedziałem, powoli uspokajając się i godząc z myślą, że dla Sasuke jestem nikim. – Chcę zadać ci parę pytań, choć oczywiście nie zdziwię się, gdy mi nie odpowiesz – mruknąłem, czując się coraz bardziej pewnie.
Sai bez cienia protestu zajął swoje wcześniejsze miejsce i czekał w milczeniu na rozwój zdarzeń.
- Jak to jest z Sakurą? – spytałem, gdyż od samego początku mnie to nurtowało. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Nie chodzi o to, że koniecznie chcę uzyskać odpowiedź. Może po prostu chcę zająć czymś myśli i skierować je na odpowiedni tor.
- A jak ma być? Kłamała, że nosi moje dziecko – jego twarz nagle przybrała ten obojętny wyraz. Tęczówki zmatowiały jeszcze bardziej, a głos stał się całkowicie neutralny. Swoją postawą nie wyrażał absolutnie nic. Złości, żalu, smutku... Aż mi nieprzyjemne ciarki przeszły po plecach. – Ale w końcu wszystko się wydało. Znalazł się ojciec.
Spojrzałem na niego zaskoczony, otwierając szeroko oczy.
Jak to ojciec? Przecież na początku mówił, że ona sama nie wie, z kim ma to dziecko...
- Ale mówiłeś... – wydusiłem z trudem, ciesząc się w międzyczasie, że skierowałem myśli na bardziej bezpieczny tor.
Wzruszył obojętnie ramionami, wciąż nie pozbywając się tego całkowicie neutralnego spojrzenia.
- A co miałem mówić? Że ojcem jest ktoś, z kim się puszczała? - westchnął, w końcu trochę mięknąc. Łatwo było zauważyć, że ta sytuacja była mu nie na rękę. Był nią zmęczony, co dopiero teraz mogłem zauważyć, gdy ta obojętność stopniała. On wprawdzie był zagubiony, nie miał w nikim wsparcia, a do tego został oszukany.
Ale Sakura?
Wciąż mi się wierzyć w to nie chciało. Sakura przecież nie była taka! Ona była zawsze pomocna. Martwiła się o mnie i o Sasuke. A nawet o Saia. Dlaczego miałaby zrobić mu takie świństwo? Jaki miałaby w tym cel?
- Czyli kto? – spytałem, gdyż zaczynałem się w tym gubić.
- Ktoś z Anbu. Nie wiem dokładnie, powtarzam tylko to, co powiedziała. Podobno była w nim zakochana, a w międzyczasie utrwalała mnie w przekonaniu, że to, co nas łączy, to miłość – przełknął nerwowo ślinę. – Później stwierdziła, że nie chce grać na dwa fronty i powiedziała mi prawdę na temat dziecka. Że nie jest moje. Nie minęło parę tygodni od naszego rozstania, a tamten mężczyzna zostawił ją. No i znów chciała wrócić do mnie, ale wyraziłem się jasno, że nie chcę – zakończył, wzdychając ciężko.
Zagryzłem wargę, nie wiedząc, o czym mam myśleć.
- Ale Sakura? – jęknąłem cicho, wciąż nie mogąc uwierzyć.
- Ona wbrew pozorom nie jest taka zła – mruknął. – Może w mojej opowieści wyszła na prostaczkę, ale przecież jest dobrą dziewczyną – bronił ją, co mnie trochę zdziwiło.
Przytaknąłem niepewnie, mimo iż nadal miałem mętlik w głowie.
No i Sasuke znów utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem niczym...
A jeżeli to prawda?
Jaj, jaj. Naruto, ty...
OdpowiedzUsuńIdioto? xD