czwartek, 8 lipca 2010

20. Obsesja

XX. - Momenty normalności

***
Z samego rana zostałem wezwany do gabinetu Hokage. Nie mogąc nic na to poradzić, udałem się tam w beznadziejnym humorze, mając ochotę rozwalić wszystko i wszystkich.
- Dzień dobry, babciu – mruknąłem, siląc się, na choć trochę uprzejmości. Kobieta spiorunowała mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Westchnęła tylko, zaglądając w papiery, jakie miała rozłożone na biurku.
- Mam dla ciebie misję – powiedziała równie ochoczo, co ja. – Właściwie jest dla twojej drużyny – rzuciła obojętnie, marszcząc brwi.
Skrzywiłem się lekko. Nie chciałem opuszczać Konohy. Jednak w końcu jestem shinobi, chcę, czy nie muszę wypełniać rozkazy Hokage.
- Ranga? – zapytałem od niechcenia, siadając na krześle naprzeciwko biurka.
- Właściwie to „C” – powiedziała podnosząc wzrok i spoglądając mi głęboko w oczy. – Ale szczegóły za chwilę. Czekamy na jeszcze jedną osobę – westchnęła, nerwowo zerkając na zegarek. – Trzy minuty spóźnienia – powiedziała bardziej do siebie.
Uśmiechnąłem się lekko, raczej wymuszenie. Rozsiadłem się wygodniej na krześle, rozglądając się po gabinecie. Właściwie nic się tu nie zmieniło, a tyle lat minęło...
- Naruto, wiesz dlaczego akurat tobie daję tą misję? Wiem, że mówiłam, iż pozwolę ci trenować ze swoją drużyną, by stali się choć odrobinę silniejsi... Ale to był mój obowiązek – westchnęła ciężko, bez skrępowania patrząc mi prosto w oczy.- Widzę, że z tobą jest coś nie tak. Wydaje mi się, że już ci nie zależy na zostaniu Hokage – powstrzymałem się od przytaknięcia. Nie obchodziły mnie już moje marzenia. Nie były już one sprawą priorytetową, teraz najważniejszy był dla mnie Sasuke... Westchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę, co tak naprawdę ze sobą zrobiłem. Staczam się i niestety odczuwam to bardzo boleśnie, a każde odrzucenie przez Uchihe, wywierca we mnie dziurę. Dziurę, której nie da się wypełnić. Bo jest ona tylko w mojej podświadomości. Słysząc jego słowa typu „nic dla mnie nie znaczysz”, wierzę, że jestem niczym nie tylko dla Sasuke, ale i dla wszystkich. – Właśnie dlatego daję ci tą misję. Byś w końcu...- zamilkła, słysząc pukanie. – Wejść! – krzyknęła marszcząc brwi. Do gabinetu wkroczył całkowicie spokojny Sasuke. Patrzałem na niego przez chwilę, nie potrafiąc oderwać spojrzenia. Co on tu robi? – krzyczałem w myślach.
Brunet rzucił mi obojętne spojrzenie, po czym usiadł na krześle obok mnie.
- Spóźniłeś się – zarzuciła mu na powitanie.
Uchiha zerknął na zegarek beznamiętnym spojrzeniem, przez które aż mi się gorąco zrobiło.
- Pięć minut – mruknął oszczędnie, wpatrując się w nią obojętnie.
- Aż pięć minut – zawarczała, na co brunet nie odpowiedział. Tsunade pokręciła z politowaniem głową, wzdychając przy tym ciężko. – Nie przedłużając. Wysyłam wasze drużyny na misję rangi „C”...
- Skoro to takie banalne zadanie, to, po co łączyć grupy? – spytał krzywiąc się nieco, nawet na mnie nie patrząc.
- Właśnie do tego dążę, nie przerywaj Sasuke – skarciła go, a on przewrócił tylko wymownie oczami. – To jest tylko przykrywka. Misja będzie wpisana do akt, jako ta rangi „C”, ale właściwie można powiedzieć, że jest „B”, a może nawet „A” – rzuciła, milknąc na chwilkę. Wstała z krzesła i podeszła do jednej z kolumn. Pogrzebała w kieszeni, wyciągając malutki kluczyk, który włożyła do zamka i przekręciła. – Oficjalnie macie przekazać tylko zwój z zapomnianą, ale całkowicie niegroźną techniką – mruknęła, otwierając szufladę i przeglądając jakieś akta. – Dostaniecie ten zwój, tak dla niepoznaki i oczywiście musicie go dostarczyć do wioski żelaza – powiedziała cicho, wyciągając żółtą teczkę. – O, jest!- szepnęła do siebie i zadowolona wróciła na miejsce, uprzednio zamykając szufladę. – Ale prawdziwym waszym zadaniem jest to – wskazała na teczkę. – Znajdują się w niej tajne informacje o sojuszu mniejszych wiosek. Na razie jest on niegroźny. Jednak za pół roku stanie się zagrożeniem dla większych wiosek, w tym dla Konohy – westchnęła ciężko, mierząc nas wzrokiem. – Wybrałam was, gdyż jesteście naszymi najsilniejszymi wojownikami. I oczywiście godnymi zaufania. Wyruszacie dziś, po południu – zarządziła.
- Dostarczyć to do Kage żelaza? – spytałem, a Sasuke posłał mi kpiące spojrzenie, tak jakby on uważał to za oczywiste.
- Tak, – przytaknęła szybko – do jego rąk, najlepiej bez światków. A teraz powiadomcie swoje drużyny. Oczywiście dla nich, jest to misja rangi „C”. Więcej wiedzieć nie powinni, a nawet nie mogą, zrozumiano? – zapytała, nie chcąc usłyszeć sprzeciwu. Przytaknąłem szybko, rejestrując, że Sasuke zabiera teczkę oraz zwój i po chwili już jest przy drzwiach.
Z westchnięciem wstałem z krzesła i także skierowałem się do wyjścia.
- Do widzenia – szepnąłem, spoglądając smutno w plecy oddalającego się Sasuke.
- Powodzenia – odpowiedziała, uśmiechając się pogodnie. Odpowiedziałem jej ciepłym spojrzeniem, starając się rozchmurzyć.
- Nie podziękuję – zaśmiałem się, po czym opuściłem jej gabinet

- Za godzinę, przed bramą główną – powiedziałem do mojej drużyny. Natie uśmiechnęła się szczerze, jakby zapominając o naszej rozmowie, w której powiedziała dokładnie, co o mnie myśli.
Odpowiedziałem równie szczerym uśmiechem, nie mając już jej tego za złe.
A powinieneś?
Nie wiem...
- Mam nadzieję, że jest rangi „B” – krzyknęła i posłała kuksańca w żebra swojemu bratu. Misho skrzywił się nieco, ale zawtórował siostrze w pełnym pewnością siebie uśmiechu.
- Nie – pokręciłem głową, śmiejąc się pod nosem. – Zwyczajna, łatwa misja. Niestety tylko „C” – zachichotałem, wyczekując wybuchu złości u dziewczyny. Nie znałem jej dobrze, a mimo to wiedziałem, że nastąpi. Dlaczego? Była strasznie podobna do mnie.
- Co!? – krzyknęła oburzona, tupiąc nogą i nadymając policzki. – Ta cała Hokage ma nas za nic!
- Czego dotyczy? – zapytał zaspany Kijo, ignorując zbulwersowane wrzaski swojej koleżanki z drużyny. Jako jedyny zachował się dojrzale, mimo iż na takiego nie wygląda.
- Mamy tylko dostarczyć zwój z niegroźną techniką do wioski Żelaza, nic wielkiego – wzruszyłem ramionami, unikając mówienia im o prawdziwej misji, którą przyjdzie nam wykonać. Westchnąłem cicho, przyglądając się dzieciakom – każdemu z osobna. – Liczę na was, bo może okazać się, że ta misja będzie trochę trudniejsza – szepnąłem, zatrzymując spojrzenie na Natie. – Będzie nam towarzyszyć drużyna Sasuke. Musimy z nimi współpracować – zaznaczyłem, czując się w środku dziwnie rozdarty.
Tak, wykonam zadanie z Uchihą, ale co z tego? On mną gardzi, sam przecież powiedział. Nie mam u niego żadnych szans...
Z drugiej strony cieszę się z tego. Nie będzie tej głupiej, idealnej Mirune. Może i będą towarzyszyć nam dzieciaki, ale lepsze one niż żona Sasuke. Wszystko jest lepsze, niż ta kobieta. Człowiek perfekcyjny, bez skaz, do którego tak mi daleko. Tak wiele brakuje mi, by stać się idealnym... A co jeśli Sasuke mnie nie chce właśnie dlatego? Dlatego, że nie jestem idealny? Nie jestem tak piękny jak ona... Z resztą trudno jej dorównać. Ale nie jestem przecież brzydki... Czego mi tak naprawdę brakuje?
Zdrowego rozsądku?
Nie raz udowodniłem, że potrafię racjonalnie myśleć.
Prawdziwej miłości?
Przecież go kocham. Bardzo, może nawet bardziej od Mirune.
Kochasz... Ale czy aby na pewno prawdziwie?
Prawdziwie.
I gdzie ten twój zdrowy rozsądek, Naruto? Gdzie ta twoja ocena sytuacji? Znów zapomniałeś, że to nie jest już miłość, to obsesja.
- Co!? – krzyknęła dziewczyna. – Ale ja ich nie lubię! – jęczała.
- Za godzinę widzimy się przed bramą. Weźcie wszystko, co jest potrzebne – zarządziłem, nie zwracając uwagi na jej narzekanie.

Na miejscu spotkania pojawiłem się pierwszy. Można powiedzieć, że nie mogłem się doczekać spotkania z Sasuke, choć widzieć go nie chciałem. Byłem w tamtym momencie pełen sprzeczności. Cieszyłem się na tą misję, ale zarazem wolałem wypełnić ja sam, z moją drużyną. Nie potrafiłem sam siebie zrozumieć, nic dziwnego, że inni nawet nie próbowali.
Westchnąłem siadając pod jakimś dużym, rozłożystym drzewem. Przymknąłem oczy, czując się nagle zmęczony całą tą sytuacją. Nie miałem na nic chęci...
- Ej! Sensei! – usłyszałem znajomy głos dochodzący z boku. Uchyliłem powieki, beznamiętnie wpatrując się w dwie postacie biegnące drogą w moją stronę. Natie i jej brat, Misho. Brązowe kitki dziewczyny wesoło podskakiwały podczas biegu, a jej uśmiech podpowiadał mi, że właściwie to cieszy ją ta misja.
Westchnąłem, siląc się na przyjazny uśmiech.
Chłopiec z tatuażem jaszczurki na policzku, wyprzedził dziewczynę i już po chwili był przy mnie, szczerząc się.
- Pokażemy, że jesteśmy lepsi od drużyny piątej! – krzyknął do mnie.
Natie dogoniła brata, cała zadowolona. I z czego ona się tak cieszy? Jest jakiś powód? Przecież dla niej, to tylko durna misja, rangi „C”. Też mi coś. Powstrzymałem się od przewrócenia oczami.
- No! Może i mają Uchihę za trenera – parsknęła, machając przy tym lekceważąco dłonią. – Ale naszym nauczycielem jest syn czwartego Hokage! – powiedziała pełna entuzjazmu.
Zamrugałem zbity z tropu. Czy to możliwe, że się cieszy, iż jestem ich trenerem? Przecież jeszcze niedawno nie była do mnie tak pokojowo nastawiona.
Mimo wszystko odpowiedziałem jej uśmiechem. Wymuszonym. Byłem zmęczony, jedyne, na co miałem ochotę to położyć się spać i najlepiej nie widywać się z Sasuke.
Uch, ciągle słyszę te jego słowa... Nic dla niego nie znaczę.
- A Kijo? – spytałem, rejestrując, że niedaleko nas stoi niski rudzielec z drużyny Sasuke. Oni też już powoli zaczynali się zbierać.
- Pewnie śpi w domu – mruknęła Natie wzruszając ramionami. – Ale bez obaw, pięć minut przed czasem zbiórki się obudzi i przyjdzie – machnęła ręką, siadając obok mnie. Przytaknąłem, czując się nagle jak dziecko.
A jestem przecież już trenerem. Mam własną drużynę... I pomyśleć, że jeszcze niedawno to ja byłem uczniem.
Tylko, czy się nadaję na takiego nauczyciela? To jest przecież duży obowiązek, odpowiada się za trójkę dzieci, które mają marzenia, plany i pragnienia... A ja nawet tych swoich nie potrafię zaspokoić i zadbać o siebie.
- Uzumaki – usłyszałem niemiłe warknięcie dochodzące z bliskiej odległości. Otworzyłem oczy, rejestrując, że tuż przede mną stoi Sasuke, omiatając całą moją sylwetkę beznamiętnym spojrzeniem. – Widzę, że jeszcze w nie pełnym składzie – warknął, jakby poirytowany. Spojrzałem na trójkę dwunastolatków, stojących za jego plecami. Rudzielec, który zjawił się pierwszy kłócił się teraz ze swoim przyjacielem, który jak zdążyłem już wcześniej zauważyć, jest znacznie zdolniejszy od niego.
- Za chwilę Kijo powinien przyjść – mruknąłem cicho w odpowiedzi, wcale nie kwapiąc się by podtrzymać rozmowę, albo chociaż miłą atmosferę. Nie po tym, co mi powiedział.
- Zero dyscypliny w tej twojej pseudo-drużynie – syknął zły, odchodząc.
Wbiłem mu wzrok w plecy, czując się nagle urażony.
Może i miałem małe spięcie z Natie, ale naprawdę lubię te dzieciaki! Zacisnąłem dłoń w pięść, przygryzając przy tym wargę.
- Spójrz na swoją! – wrzasnąłem za nim, zupełnie zapominając, że to Sasuke. Osoba, która pojawia się w każdym moim śnie. Osoba, która kiedyś była mi niczym brat. Osoba, która teraz jest moją prywatną obsesją...
Przystanął, odwracając się do mnie i mierząc obojętnym spojrzeniem.
- Moja jest wręcz idealna – powiedział z wyższością.
Szybko podniosłem się z trawy, nie chcąc by Uchiha w jakiś sposób nade mną górował.
- Właśnie widzę! Ale wiesz co? Grobowa atmosfera i surowa dyscyplina nie sprzyja rozwijaniu się więzi międzyludzkich! – krzyknąłem, przypominając sobie, jak brunet obchodzi się ze swoimi uczniami.
A ty najlepiej wiesz o „więzach międzyludzkich”. Nie bądź śmieszny, Naruto.
- Przynajmniej nie włażą mi na głowę – odwarkną już wyraźnie poirytowany.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale poczułem delikatne szarpnięcie rękawa. Spojrzałem w bok, natrafiając wzrokiem na szatynkę, która pokręciła przecząco głową, dając mi znać, bym już zostawił tą kłótnię w spokoju.
- Kijo już jest – wskazała na chłopaka, ziewającego rozdarcie.
Uśmiechnąłem się lekko, całkowicie ignorując Sasuke.
- Mam nadzieję, że chociaż się wyspałeś – zaśmiałem się cicho, a brunet przytaknął mi, znów zwiewając.
- Moja drużyna biegnie pierwsza – rozkazał. Zmarszczyłem brwi, nie chcąc nic mówić, mimo iż już mnie roznosiło. Uważał, że moi podopieczni są gorsi od jego!
- Nie lepiej pomieszać? – wtrąciłem zły.
- Czemu, znając życie i tak uratujemy wam dupska jak będzie jakieś zagrożenie – warknął.
Zagryzłem wargi, ważąc w głowie słowa, by nie odpowiedzieć mu zbyt ostro. Co jak co, ale to w końcu był Sasuke. Denerwował mnie, to fakt, ale nie chciałem zabrzmieć zbyt wulgarnie.
- Nie bądź taki pewny – syknąłem. – Masz zwój i teczkę? – spytałem obojętnie.
- Młotku, - powiedział na co mi serce szybciej zabiło, jednak starałem się to zignorować – ja nie jestem takim idiotą jak ty. Oczywiście, że mam.
- To może daj mi coś, co? To może okazać się niebezpieczne – uciekłem wzrokiem w bok, wciąż czując niebezpiecznie szybkie pulsowanie w żyłach. Uch, tak reagowałem tylko na Sasuke. Mogłem być na niego zły, a i tak nic nie mogłem poradzić na to, że działa na mnie w ten sposób.
Westchnął i po chwili zastanowienia wyciągnął z torby zwój.
Zignorowałem fakt, że ważniejszą rzecz zostawił dla siebie. Cóż, to się u niego nigdy nie zmieni.
- Tsunade chyba za dużo wypiła, że postanowiła przydzielić mi do tej misji ciebie – syknął, prawie, że wypluwając te słowa.
- Nie myśl, że ja jestem z tego zadowolony – odpowiedziałem, zatrzymując resztki godności.
Której i tak już nie masz. Dlatego też, odpowiedz mi, co chcesz zatrzymywać? Coś, czego nie posiadasz, czego się wyzbyłeś na rzecz obsesji?

1 komentarz:

  1. Dziwne. Ale może się dużo zdarzyć.
    Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy