środa, 7 lipca 2010

2. Obsesja

II. - Szczęście Sasuke?



***


Jedyne, co byłem w stanie zrobić w domu, to go przewietrzyć. Nie mogłem nawet umyć głupiego kubka!
Sasuke ma żonę... Ma żonę i dziecko!
Usiadłem zrezygnowany na łóżku, podkurczając nogi i obejmując je ramionami. Myślałem, że na mnie poczeka? Że gdy wrócę do wioski, rzuci mi się w ramiona?
Niedorzeczność.
Siedziałem tam jeszcze długą chwilę, przyglądając się zachodzącemu słońcu. Dokładnie widziałem, jak mrok pokrył Konohę, a w powietrzu unosiły się światła lampek od przydrożnych barów czy sklepów. Jak głowy pięciu Hokage giną w ciemności.
Położyłem się na zakurzonej pościeli.
Sasuke ma żonę... Żonę, którą pewnie kocha nad życie, a ona darzy go tym samym uczuciem. A ja? Uzumaki Naruto był sam, jest i będzie.
Mimo wszystko nie zamierzałem się poddać! Ja się przecież nigdy nie poddaję!
Otarłem zalążki łez - w końcu jeszcze nic stracone. Podniosłem się na łokciach, szybko wstając. Wyszedłem z nieprzyjemnie zakurzonej kawalerki, by zacząć przeciskać się pomiędzy ludźmi. Ciekawe, czy Sasuke mieszka w swojej rezydencji. Nie zdziwiłbym się, gdyby znalazł jakieś inne lokum,w końcu tamto miejsce mogło przynosić mu tyle wspomnień.
Przeciskając się tak przez tłum, zauważyłem różową czuprynę. Uśmiechnąłem się w duchu, znam tylko jedną osobę z tym kolorem włosów. Szybko stanąłem przy zielonookiej, obdarowując ją delikatnym, ale szczerym uśmiechem. Niewiele się zmieniła, tylko brzuch jej jakoś tak urósł. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a po chwili rzuciła mi się w ramiona, przyciskając delikatnie wybrzuszeniem.
-Cześć, Sakura. – Oddałem delikatnie uścisk, a później odsunąłem ją na odległość ramion, oglądając dokładnie. - Jesteś w ciąży? – spytałem z niedowierzaniem. Tsunade miała rację, tyle mnie ominęło przez te pięć lat.
Na policzkach dziewczyny zakwitł delikatny rumieniec, odwróciła wzrok w bok, wzruszając ramionami.
-Tak jakoś wyszło – mruknęła speszona, na co ja nie mogłem się nie zaśmiać. Sakura zostanie matką... To jakieś takie dziwne, zważając na to, jak mnie kiedyś okładała pięściami... Jak będąc w kraju żelaza, wyznała miłość - może i wyznanie nie było prosto z serca, ale zawsze.
- Mam nadzieję, że to Sai jest ojcem – powiedziałem z rozbawieniem. Spojrzała na mnie urażona i lekko trzepnęła po głowie.
-Oczywiście! Kto inny miałby być!? - warknęła ze złością, omal nie tupiąc nogą. Wzruszyłem ramionami, chcąc zakończyć temat i zacząć ten bardziej mnie interesujący. Musiałem się jakoś dyskretnie wypytać.
-Sasuke... Długo jest w wiosce? - zapytałem w końcu, zaczynając od samego początku. Spojrzała na mnie z dziwną czułością, po czym złapała za nadgarstek i pociągnęła w najmniej zatłoczony kierunek. Dałem się jej zaprowadzić na jakąś ławkę w parku.
-Od czterech lat... – powiedziała cicho, kierując swój wzrok na księżyc, rozjaśniający czarne niebo. Przygryzłem nerwowo dolną wargę, oczekując dalszej wypowiedzi. - Wrócił tu już ze swoją żoną, Mirune. Po roku urodziła im się córeczka. – Uśmiechnęła się jakoś tak smutno. – Na szczęście... Wiesz, ja już go nie kochałam. Nie wiem, jak bym to przeżyła, gdybym była wciąż ślepo zapatrzona w jego cień...
Uśmiechnąłem się smutno. Dlaczego ja nie miałem takiego szczęścia i nie odkochałem się, gdy mogłem? Pokiwałem ze zrozumieniem głową. Gdyby mogła wiedzieć, co ja teraz przechodzę.
- A... Mieszkają w rezydencji? - zapytałem, na co ona po chwili pokręciła przecząco głową.
- Sasuke by nie wytrzymał z tymi wspomnieniami. Kupili dom i w nim zamieszkali.
Przygryzłem niepewnie wargę, nie wiedząc, czy mogę zadać to pytanie. W końcu nie chcę, by ktoś obcy odkrył moje uczucia.
-Ten teges... Możesz mnie tam zaprowadzić? – spytałem, podskubując zębami dolną wargę. Przyjrzała mi się uważnie, obserwując każde drgnięcie na mojej twarzy. Po chwili uśmiechnęła się jakoś tak radośnie, przekrzywiając głowę w bok.
-Nic nie urosłeś, Naruto – zmieniła całkowicie temat, wybijając mnie z rytmu. Teraz nie wiedziałem jak powrócić do poprzedniej rozmowy. – Jak ja dawno cię nie widziałam, całe pięć lat! A ty nic się nie zmieniłeś, więc wiele mnie nie opuściło – zachichotała, a po chwili spojrzała na mnie uważnie. – Dom znajduje się niedaleko akademii, znajdziesz od razu, zważywszy na to, że na ścianie znajduje się wielki wachlarz. Znak rodu Uchiha. Wiesz, on dalej ceni tradycję... – Ucieszyłem się, że sama podjęła temat. Kiwnąłem głową, po czym szybko wstałem, pożegnałem się machnięciem ręki i ruszyłem w stronę akademii.
Dom znalazłem niemal od razu. Duży, dwu piętrowy. Przysiadłem na gałęzi jednego z drzew, wiedząc, że nie zostanę zauważony.
Siedziałem na wprost wielkiego okna, za którym krył się salon. Na skórzanej kanapie wylegiwał się mój obiekt cichej obsesji, czytał jakąś książkę w skupieniu. Jego twarz była rozluźniona, a wzrok błądził po literkach...Jak ja niby miałem się w nim nie zakochać?
W pewnej chwili do pokoju wbiegła malutka dziewczynka, miała jakieś dwa, może trzy latka. Podbiegła do Sasuke, szturchnęła go lekko pulchną łapką, zwracając na siebie uwagę. Mimo iż miała miedziane włosy, jej twarzyczka strasznie przypominała mi Uchihę. Czarne rozbiegane oczka i blada cera. Sasuke spojrzał na nią jakoś tak czule, uśmiechnął się i wziął na kolana, cały czas do niej coś mówiąc. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałem. Coś ścisnęło mnie za serce, a cichy dotąd, ignorowany głosik podpowiadał, że on już nie będzie mój.
Do salonu weszła młoda, śliczna kobieta. Powiedziała coś do dziewczynki, na co ta zaczęła się śmiać.
Zapewne to była żona m o j e g o Sasuke – Mirune. Dosiadła się do swojego męża, objęła ramieniem i ucałowała w policzek, szepcząc mu w między czasie coś do ucha.
Byli szczęśliwi. On, ona i dziecko. Przygryzłem wargę i przymknąłem powieki, nie chcąc się rozpłakać.
Odpowiedział jej coś, wziął dziewczynkę na ręce i wyszedł z pokoju. Przeskoczyłem z drzewa na drzewo w poszukiwaniu pokoju, w którym znajduje się teraz Sasuke. Wszedł wraz ze swoją latoroślą do różowiutkiego pokoiku, w którym walało się od miśków i innych zabawek.
Zabrał z szafy piżamkę i wyszedł z dzieckiem zapewne do łazienki. Czekałem, aż wróci i położy ją spać, gdyż chciałem zobaczyć, co później będzie robić z Mirune. Chociaż gdzieś tam w podświadomości czułem, że to, co ujrzę, spowoduje tylko większy smutek, ale dzielnie się trzymałem.
Po dziesięciu minutach Sasuke położył dziewczynkę do łóżeczka, pocałował w policzek, a jego twarzy widniała taka czułość, która całkowicie nie pasowała do tego Uchihy, którego znałem
Gdybym został tu, w Konoha, może by mi się udało spowodować, że to dziecko nigdy by się nie urodziło. Może byłbym w stanie...
Przygryzłem wargę i znów przeniosłem się na poprzednie drzewo - miałem widok na salon. Sasuke wrócił do małżonki, ucałował jej usta czule. Dłonie ułożył na pośladkach, zaciskając je.
Odwróciłem głowę w bok, czując, że nie jestem na tyle silny by to wszystko oglądać. Szybko oddaliłem się; biegłem uliczkami, nie wiedząc dokładnie, dokąd. Oczy mi się szkliły, co przysłaniało mi widoczność. Nie raz wpadłem na kogoś i zostawałem brutalnie odpychany. W końcu jakaś osoba złapała mnie za ramiona i nie pozwoliła biec dalej.
-Naruto? – usłyszałem znajomy męski głos. - Co się stało? - spanikował. Pokręciłem szybko głową, czując, jak odchodzi chęć na płacz.
-Nic – wyjąkałem, siląc się na choćby przyjazne wykrzywienie warg. -Witaj Iruka-sensei, dawno cię nie widziałem – zmiąłem jakąś tam formułkę. Po chwili znów próbowałem się wyrwać, nie pozwolił mi na to. Czy nie mógłby dać mi spokoju!?
- Przecież ślepy by zauważył, że coś nie tak! - warknął. – Chodź, postawię ci ramen, opowiesz mi wszystko – rzucił lekko.
Pokręciłem przecząco głową, na co ogromnie się zdziwił. No tak, dawny Naruto nie zrezygnowałby z okazji zjedzenia ramenu.
-To nic, ja już pójdę, kiedy indziej porozmawiamy –mruknąłem. Chciałem być sam, chciałem to wszystko przemyśleć sobie na spokojnie. Po co ja tam szedłem?
Bo to już nie jest miłość, to obsesja.
Tak, obsesja w każdym tego słowa znaczeniu. Ale czy ja tak dużo wymagam? Chce się tylko przy nim budzić i zasypiać! Chcę wąchać jego zapach i być obejmowanym jego silnymi ramionami. Chcę znaleźć swoje miejsce na świecie... Chcę być kochanym.
Wyrwałem się i machnąłem Iruce na pożegnanie, już się nie odwracając. Czułem jego wzrok na swoich plecach, mimo to cały czas biegłem, zatrzymałem się dopiero pod swoimi drzwiami.

Zacząłem śledzić Sasuke. Tsunade jak na tą chwilę nie dawała mi żadnych misji, widocznie chciała, bym się najpierw zaaklimatyzował. Dlatego też miałem sporo czasu, na obserwowanie go.
Bo to już nie jest miłość, to obsesja.
Sasuke dostał swoją drużynę, a ja nie opuszczałem żadnego ich treningu. Dzień w dzień zawsze schowany w koronie drzew, w bezpiecznej odległości przyglądałem się im.
Sasuke oczywiście przy trójce dzieci zachował obojętny wyraz twarzy, przyglądając się wszystkim ich poczynaniom.
Przyglądając się niskiemu, rudemu chłopcu, który był trochę niezdarny, ale posiadający niezwykle silną wolę oraz jego koledze... A może raczej rywalowi, któremu wszystkie ćwiczenia wychodziły o niebo lepiej; popadałem w dziwną nostalgię. W tej dwójce widziałem siebie i Sasuke parę lat wstecz.
Przy moim ukochanym byłem niemal wszędzie. Znam jego niezmienny plan dnia. Codziennie rano wychodzi po zakupy. Zupełnie jak dobry i kochający ojciec, co trochę mijało się z jego wypracowaną postawą zimnego drania.
Później, po śniadaniu, szedł trenować z grupą, nie raz zadając im wykonanie jakiejś banalnej misji – typu: złapanie kota. Siedział z nimi aż do wieczora, a później wracał do domu.
Życie nudne, nie powiem. Aż się dziwię, że Sasuke jeszcze nie zmęczył się w tym związku. Najwidoczniej bardzo ją kocha...

2 komentarze:

  1. Kurcze nooo... A miałam nadzieje że z tą żoną to Sasuke walnął tylko po to żeby wkurzyć Naruto czy co... O_o

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczuwam, że to opowiadanie zbyt szczęśliwe jednak nie będzie. Zobaczmy co będzie dalej...
    Póki co - super. Język wyprowadza mnie z równowagi, w dobrym tego określenia znaczeniu xD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy