czwartek, 8 lipca 2010

23. Obsesja

XXIII - Kolacja

***
Zapukałem lekko w dębowe drzwi, nerwowo zaciskając dłoń na butelce czerwonego wina. Zagryzłem wargę, czując szybsze bicie serca. Denerwowałem się. Nie miałem zielonego pojęcia dlaczego Mirune, idealna żona Sasuke, zaprasza mnie na kolację. Co to może oznaczać? Ułożyłem już parę scenariuszy co do tego, ale nie za bardzo mi się one podobają. Czyżby chciała go zdradzić? Kobieta perfekcyjna?
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich uśmiechnięta szatynka. Burza brązowych loków okalała jej delikatną twarz. Usta miała pomalowane intensywnie czerwoną szminką, a oczy podkreślone czarną kredką. Ubrana była w sukienkę. Nie wieczorową. Zwyczajną, czarną sukienkę, którą zakłada się w normalne dni. Wyglądała cudownie. I to mi się właśnie nie podobało. Jak można być tak idealnym? Pod każdym względem świeciła perfekcjonizmem.
- Witaj – przywitała się. Odetchnąłem parę razy, po czym przekroczyłem próg. Powinienem pocałować ją w dłoń, gdyż tego nakazuje grzeczność, ale nie zrobiłem tego. Nigdy bym jej nie pocałował, w żaden kawałek ciała.
Podałem jej butelkę wina, które kupiłem w sklepie pod domem. Miałem do wyboru to albo kwiaty. Gdybym kupił jakiś bukiet, mogłaby źle to zrozumieć.
- Cześć – mruknąłem, uciekając wzrokiem w bok. Czułem się strasznie nieswojo. Wskazała mi drogę do jadalni, a ja ściągnąłem jeszcze buty i ruszyłem w tamtą stronę.
Co do mojego ubioru, to nic nadzwyczajnego. Szary T-shirt i czarne spodnie. Specjalnie się nie stroiłem.
Gdy przekroczyłem próg jadalni, niewiadomo skąd i jak dopadła mnie prawdziwa bestia. Dziewczynka podbiegła do mnie, cała uśmiechnięta. Złapała za dłoń i potrząsnęła lekko, szczerząc swoje ząbki.
- Ładnie wyglądam? – spytała, sepleniąc lekko. Puściła moją rękę i okręciła się dookoła, prezentując swoją niebieską sukienkę. Włosy miała upięte w dwa kucyki, które były podtrzymywane błękitnymi wstążeczkami. Każdy by powiedział, że wyglądała jak aniołek. Ale nie ja. Nie lubiłem jej, tak jak jej mamy.
Odpowiedziałem krzywym uśmiechem, po czym zasiadłem do nakrytego stołu. Dziecko wybiegło z pomieszczenia, tupiąc nogami i śmiejąc się.
- Mam nadzieję, że lubisz oyaku donburi – rzuciła Mirune, stawiając na stole danie. Uśmiechnąłem się sztucznie i przytaknąłem. – Minako, jedzenie! – krzyknęła w stronę przedpokoju. Już po chwili było słychać tupot dziecięcych stóp i do pokoju wbiegła dziewczynka, trzymając w dłoniach jakiegoś miśka.
- Iri też będzie jeść! – mruknęła, pokazując mamie przytulankę.
- Dobrze, kochanie – powiedziała jej mama uśmiechając się delikatnie. Czułem się tam jak piąte koło u wozu.
Bo to nim właśnie jesteś. Psujesz Sasuke życie. Ma żonę i dziecko, ty jesteś tam niepotrzebny.
Wiem.
Kobieta wzięła córeczkę na ręce i posadziła ją na wysokim krześle, przeznaczonym dla małych dzieci. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, przytulając pluszaka z całych sił.
- Tatuś mi kupił – zakomunikowała, sepleniąc jak na trzylatkę przystało. Zagryzłem wargę, po czym przytaknąłem. Teraz to już zupełnie czułem się jakbym buciorami wchodził w czyjeś życie. Oni są szczęśliwi, tylko…
Tamten pocałunek.
Wydawało mi się, że Sasuke coś czuje. Ta jego zaborczość i agresja. Ale później… Jego wyjaśnienie… To miało sens. On chciał przelecieć mnie, tak jak w jego mniemaniu zrobił to cały Liść, ale brzydził się. Brzydził się mnie.
Mirune zajęła miejsce i po krótkim życzeniu sobie smacznego, zaczęliśmy jeść. Kobieta ciągle karmiła Minako, co trochę mnie denerwowało.
Mogłem tu nie przychodzić.
- Właściwie, to dlaczego mnie zaprosiłaś, bym wyjadł ci całe zapasy? – zażartowałem, czując niemiły ucisk w żołądku. Podała córce kulkę ryżową, po czym spojrzała na mnie tak jakoś dziwnie. Nie potrafiłem tego określić, gdyż nie była to całkowita obojętność.
- Nie – powiedziała, kręcąc głową. – To trochę wstrętne, że tylko dlatego cię zaprosiłam, ale chyba musimy porozmawiać – zakomunikowała, po czym przetarła serwetką twarz dziewczynki, ścierając z niej ryż. – Położę ją i porozmawiamy – oznajmiła wstając i biorąc dziecko na ręce.
Serce zaczęło mi bić. Dowiedziała się o mojej obsesji? Ale jak? W jaki sposób?
Kobiety mają intuicję, to wystarczy.
Odsunąłem talerz, odechciało mi się jeść. Co chwilę zagryzałem wargę, a mój oddech niebezpiecznie przyśpieszył. Denerwowałem się.
W końcu przyszła. Westchnęła parę razy, po czym spojrzała na mnie z bólem.
- Pójdziemy do salonu? – spytała.
Przytaknąłem, podnosząc się z krzesła. Ruszyliśmy do pomieszczenia, które widziałem kiedyś, gdy siedziałem na drzewie i obserwowałem Sasuke.
Weszliśmy do pokoju i usiedliśmy na kanapie.
- No…? – mruknąłem, chcąc jakoś wszystko przyśpieszyć.
- Chodzi o Sasuke – powiedziała, a ja wstrzymałem oddech. A więc jednak.
Przytaknąłem, nie wiedząc, co mogę więcej zrobić. Czułem się niezręcznie. Wolałbym być wszędzie, ale nie tu. Nie z nią.
- On… - ucięła, starannie dobierając słowa. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w puszysty, biały dywan. – On dziwnie się zachowuje. Zaczęło się wtedy, gdy przybyłeś do wioski – wyrzuciła w końcu. Otworzyłem szerzej oczy. Jak to dziwnie się zachowuje?!
- Czyli? – spytałem, a mój głos był zachrypnięty.
- Odsuwa nas od siebie – westchnęła. – Mnie i Minako. Tak, jakbyśmy byli kimś obcym. Czasem wydaje mi się, że udaje. Udaje męża i ojca, a tak naprawdę wcale się nim nie czuje. Właśnie dlatego cię zaprosiłam – spojrzała na mnie sugestywnie, a ja miałem coraz większy mętlik w głowie. Nic już nie rozumiałem. Sasuke mnie odrzucał, na każdym kroku powtarzał, jak bardzo mną gardzi, a później pocałował. Agresywnie i zaborczo. A teraz dowiaduję się czegoś takiego? Że Sasuke się zmienił? Że zaczął inaczej traktować swoją rodzinę?
Na pierwszy rzut oka łatwo można wszystko ze sobą połączyć i wynik staje się oczywisty, ale ja czułem, że jest on fałszywy. Bo to w końcu Sasuke. Musi mieć jakieś wytłumaczenie.
- Jeżeli chciałaś się dowiedzieć, co jest powodem jego zachowania, to powiem wprost – nie mam pojęcia – mruknąłem, marszcząc w zastanowieniu brwi. Westchnęła ciężko, masując nos u nasady.
- Przepraszam za to zamieszanie z kolacją. Ale martwię się – szepnęła, a ja pokiwałem głową, tak jakbym rozumiał. Ale nie rozumiałem.
- Oczywiście – uśmiechnąłem się lekko. – Przynajmniej się najadłem – zażartowałem, a ona się zaśmiała. Co za sielanka. Tak, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Ale tak naprawdę traktowałem ją jak rywala.
- Naruto – złapała mnie za nadgarstek, powstrzymując przed wstaniem z kanapy. Spojrzała mi głęboko w oczy, a z jej tęczówek łatwo było wyczytać ból. – Jesteś jego najlepszym przyjacielem – westchnęła. Powstrzymałem się przed parsknięciem śmiechem. Och, tak. Najlepszy przyjaciel, jak pięknie to brzmi. Tyle, że już nim nie jestem. Jestem dla niego utrapieniem. Utrapieniem, które swoją obsesją potrafi zniszczyć mu życie. – Nawet nie masz pojęcia ile mi o tobie opowiadał! – zaśmiała się, a mnie zamurowało. Z wrażenia aż otworzyłem usta. On o mnie opowiadał?
Najwidoczniej tak.
Ale… Dlaczego?
Nie zadawaj głupich pytań, Naruto. Byłeś jego przyjacielem, nic więc dziwnego. Ale pamiętaj, byłeś. Już nim nie jesteś.
Serce zaczęło mi szybciej bić. Opowiadał o mnie! Całował mnie! No i… Na każdym kroku traktował jak śmiecia. Dlaczego? To wszystko jest takie pokręcone, już nic nie rozumiem.
- Jeżeli powiedziałby ci coś… Coś, co mogłoby wytłumaczyć jego zachowanie to…
- Będziesz pierwsza, która się o tym dowie. Przekażę ci od razu – przerwałem jej, uśmiechając się sztucznie. Wstałem z kanapy i po prostu wyszedłem z salonu, a później z domu.
W głowie miałem istny mętlik. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. O tamtym pocałunku, a teraz o tym… Sasuke odsuwał od siebie rodzinę. A wszystko zaczęło się, gdy ja przybyłem do wioski.
Czy mam prawo mieć jeszcze nadzieję?
Nadzieja jest dla głupców.
Ale to właśnie ona umiera ostatnia. To dzięki niej jeszcze nie skończyłem gdzieś tam w łazience z żyletką w dłoni.
Nie. To nie dzięki niej, to dzięki mnie.
Też racja…
Ale gdybyś skończył ze sobą za pomocą żyletki, okazałbyś się tchórzem. Nie dla siebie, lecz dla wioski. Naruto, dziecko czwartego Hokage, chluba Liścia odnaleziona w małej, zakurzonej łazience z pociętymi rękoma. Piękny koniec?

Stanąłem przed zwykłymi, drewnianymi drzwiami. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Sai nie zasługuje na to, by mnie pocieszać. By wysłuchiwać moich obaw i przemyśleń. Powinienem mu powiedzieć, żeby znalazł sobie kogoś normalnego. Zakochał się w nim i żył z tym kimś długo i szczęśliwie.
Ale ja jestem egoistą.
Zapukałem, wciągając nerwowo powietrze przez nos. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Już po chwili w progu stanął Sai. Spojrzał na mnie zdezorientowany, lecz po minucie się uśmiechnął. Ciepło i z ulgą.
- Naruto – szepnął, jakby zadowolony, że mnie widzi. – Coś się stało? – zreflektował szybko, bacznie mi się przyglądając.
Och, tak. Odwiedzam go tylko wtedy, gdy mam jakieś problemy, nic więc dziwnego, że jest zdenerwowany.
Ale czy teraz mam jakiś problem?
Nie… Chyba nie. Teraz po prostu nie chcę być sam.
Pokręciłem szybko głową, uśmiechając się przy tym, tyle, że sztucznie. Ale on tego nie zauważył. Bo nikt nie zauważa. Jestem świetnym aktorem.
Wpuścił mnie do środka, pytając czy mam ochotę na herbatę. Potrząsnąłem odmownie głową, ściągając buty i kierując się do salonu. Opadłem na zniszczoną wersalkę i nagle poczułem się jakoś tak miło. Sai miał naprawdę przytulny dom. Nawet te obdrapane meble nie psuły tego uczucia.
- Chciałbym się napić czekolady. Masz? – zapytałem cicho, spoglądając na niego z uśmiechem.
- Coś się znajdzie – odpowiedział i ruszył do kuchni. Nie musiałem długo na niego czekać, już po chwili wrócił z dwoma kubkami parującego napoju. Postawił oba na zniszczonym stoliku do kawy, po czym usiadł obok mnie.
Nie wiem dlaczego, ale poczułem nagłą chęć przytulenia się do niego. Tak też zrobiłem. Pokonałem odległość dzielącą nas i wtuliłem się w jego bok. Zamrugał zaskoczony, lecz po chwili objął mnie ramieniem.
- Co z Sakurą? – spytałem, chcąc jakoś przerwać milczenie.
- Urodzi za miesiąc – odpowiedział, całując mnie w skroń. Westchnąłem cicho, po czym usiadłem mu okrakiem na udach. Spojrzałem mu głęboko w oczy. Aż westchnąłem, gdy ogarnęło mnie uczucie, że patrzę w tęczówki Sasuke.
- Nie myśl o tym – szepnąłem. – To nie jest twoje dziecko, więc też nie twoja sprawa – pocałowałem go leniwie w usta. Niewiadomo kiedy, jego smukłe dłonie znalazły się na moich biodrach.
- Nie myślę – odpowiedział, zachłannie całując mnie w usta. Mruknąłem cicho, uchylając wargi. Miałem ochotę na seks. Ostry i niekontrolowany. By choć na chwilę zapomnieć o mentliku w mojej głowie.
Wierzgnąłem biodrami, chcąc jakoś przyśpieszyć tempo.
- Sai – stęknąłem pomiędzy pocałunkami.
- Hm? – swoje wargi przeniósł na moją szyję. Aż jęknąłem, gdy poczułem jak jego usta spotykają się z moją wrażliwą skórą.
- Dziś szybko – wciąż miarowo poruszałem biodrami, czując jak staję się coraz bardziej podniecony.
- Dobrze.

1 komentarz:

  1. Eee... Okej. Podejrzewam.
    Ale Naruto chyba znów jest idiotą.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy