czwartek, 8 lipca 2010

24. Obsesja

XXIV - Wątpliwości

***
Leżałem na czymś ciepłym. To coś unosiło się i opadało miarowo, a ciepły podmuch delikatnie łaskotał mi policzek. Uchyliłem zaspane powieki, rejestrując niezwykle bladą klatkę piersiową Saia. Uniosłem się lekko, wbijając swoje spojrzenie w jego twarz. Spał i wyglądał przy tym jak młody bóg. Cudownie zarysowane, malinowe usta były teraz leciutko uchylone. Długie, czarne rzęsy odznaczały się na jego bladych policzkach i te równe, hebanowe brwi, teraz lekko zmarszczone.
Westchnąłem cicho, gładząc delikatnie jego podbródek. Dopiero teraz zauważyłem różnicę. On nie był podobny do Sasuke. Był inny, całkowicie inny. Otwarty, mimo iż starał się chować za maską obojętności. Miły, choć czasem tylko udawał. Jednak… Dlaczego dopiero teraz to zauważyłem?
Saia łatwo jest zranić. Widać, że przeszedł już swoje. Nawet jeżeli nie pokazywał tego po sobie. Nawet jeżeli starał się ukryć swoje uczucia, to… On jest wrażliwy.
Porcelanowa laleczka. Idealna, ale taka krucha. Jeden, jedyny niewłaściwy ruch może doprowadzić do jej rozbicia.
Jakbyś opisywał siebie.
Bo ja i Sai jesteśmy podobni. Tak samo samotni, tak samo sztuczni. Udający kogoś, kim nie jesteśmy. Obaj kochamy osoby, które nie darzą nas absolutnie żadnym uczuciem.
A ty go tak wykorzystujesz. Myślisz, że on tego nie widzi? Ranisz go na każdym kroku.
Tak…
Nachyliłem się nad nim delikatnie i subtelnie musnąłem jego wargi swoimi. Mruknął coś cichutko, ale spał dalej. W geście jakiejś absurdalnej czułości, pogładziłem jego blady policzek dłonią.
Sai nie zasługuje na mnie. On powinien mieć kogoś lepszego. Kogoś, kto podzieliłby jego uczucie, gdyż ja tego nie potrafię. Kocham Sasuke i nic tego nie zmieni, a Sai? A Sai kocha mnie.
Bo to nie jest już miłość, to obsesja.
Poczułem jak jego smukłe ramiona oplatają moją talię i przyciągają bliżej siebie. Wąskie usta składają pocałunek na moim czole, a czarne oczy wpatrzone są we mnie. Nie zasługuję na to wszystko.
- Dzień dobry – przywitał się niskim, ochrypłym głosem. Westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się lekko, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Sai… Muszę ci coś powiedzieć – szepnąłem, drażniąc ustami jego skórę na piersi. Czułem, że nie jestem uczciwy w stosunku do niego. Gdy coś mnie trapi, przychodzę do Saia niczego nie wyjaśniając i oczekuję czułości. Należą mu się chyba jakieś wyjaśnienia, prawda?
- Tak? – odsunął się lekko ode mnie i usiadł na kanapie. Wczoraj przeżyłem jeden z najostrzejszych seksów w całym moim życiu. Byliśmy tak zmęczeni, że zasnęliśmy na obdrapanej wersalce.
Podniosłem się do siadu i objąłem ramionami nagie kolana. Skuliłem się lekko, układając sobie słowa w głowie. Nie wiedziałem, jak to przekazać. To, co jest między mną a Sasuke.
A jest coś?
Nie wiem. Czasami mam wrażenie, że łączy nas coś… Coś, czego nie potrafię opisać. Coś pokroju zrozumienia, ale zaraz późnej uświadamiam sobie, że on mnie nienawidzi. Że jestem dla niego nikim. Tylko śmieciem.
- Sasuke, on…- głos zadrżał mi niebezpiecznie, gdy tylko wymówiłem jego imię. Sai przyglądał mi się i po prostu czekał na kolejne słowa. Jego wyraz twarzy znów był zimny i obojętny. Tęczówki stały się matowe, a usta były zaciśnięte w wąską linię. – Na misji jakiś chłopak się do mnie przyczepił. Zaproponował seks bez zobowiązań, a ja się zgodziłem. Poszliśmy do motelu, tyle że pomyliłem pokoje. Weszliśmy do sypialni Sasuke i już w progu… Zaczęliśmy się całować. Gdy tylko Uchiha to zobaczył, zaczął się wydzierać – spojrzałem Saiowi prosto w oczy, zaciskając dłonie na kolanach. – Zachowywał się tak, jakby coś w niego wstąpiło. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a zabije tamtego chłopaka. A później… On mnie pocałował. Tak po prostu. Przyparł do ściany i p-pocałował – zająknąłem się.
Sai westchnął drżąco i uśmiechnął się delikatnie. Przysunął się do mnie, obejmując ramieniem. Niemal natychmiastowo się w niego wtuliłem.
- Wiedziałem – szepnął cicho w moje włosy.
- Co? – spytałem, odsuwając się od niego i z spojrzałem na niego zaskoczony.
- Nic – odpowiedział, kręcąc przy tym głową i wciąż się delikatnie uśmiechając. Przełknąłem ślinę.
- A-ale on mi ciągle powtarzał, że jestem dla niego nikim.
- Słowa są tylko słowami.
Zagryzłem wargę, przytakując.
- I… jest jeszcze coś – sugestywnie spojrzałem mu w oczy. – Wczoraj Mirune zaprosiła mnie na kolację.
Jedna z jego idealnie wykrojonych brwi powędrowała w górę.
- Kolację? – spytał. Nawet dla niego wydawało się to dziwne.
Bo to było dziwne. Do momentu, w którym wspomniała o Sasuke i jego niecodziennym zachowaniu. Wtedy wszystko stało się jasne.
- Później się okazało, że chciała porozmawiać o swoim mężu. Podobno Sasuke dziwnie się zachowuje od czasu, gdy przybyłem do wioski. Odsuwa od siebie rodzinę. Wiesz może coś na ten temat? – spytałem niemal błagalnie. Ja sam nie rozumiałem tego, co się wokół mnie dzieje. Gdy udało mi się uwierzyć w to, że dla Sasuke nie jestem nikim ważnym, on przypiera mnie do ściany i całuje. Znów zaczęła rodzić się we mnie nadzieja, którą Uchiha pewnie znów zniszczy, tak jak zawsze to robi.
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Nie jestem przyjacielem Sasuke. Nie wiem nawet, czy jestem dla niego znajomym. Po prostu mieszkamy w tej samej wiosce.
Uśmiechnąłem się smutno, przysuwając się do niego i obejmując ramieniem.
- Sai?
- Tak? – spytał zaskoczony.
- Dziękuję i przepraszam – szepnąłem i pocałowałem go mocno, zaborczo, tak by nie mógł mi już odpowiedzieć.

To straszne mieć mętlik w głowie. Nie wiedzieć, co jest prawdą i czy można zaufać samemu sobie. Czy można zaufać obsesji i swojemu największemu wrogowi?
To ja jestem tym wrogiem?
Musiałem się pozbyć tej niepewności. Musiałem się dowiedzieć, dlaczego Sasuke postąpił tak, a nie inaczej, a jedynym wyjściem jest zapytanie go o to. Nie liczę na to, że padnie mi w ramiona. Nie, staram się myśleć racjonalnie. Wyśmieje, wyzwie i nijak rozwiąże ten cały mentlik. Jedyne, co jest w stanie zrobić, to zakręcić tym jeszcze bardziej.
Była noc. Ciepła i bezwietrzna. Gwiazdy świeciły wysoko na niebie w towarzystwie księżyca w kształcie rogalika. Siedziałem na drzewie, uważnie obserwując drogę w parku. Ciężko było mnie tam zauważyć, ale wiedziałem, że Sasuke i tak to zrobi. Był przecież dobrym shinobi, jednym z najlepszych w wiosce.
Siedziałem i czekałem. Zbliżała się północ, gdy zauważyłem go. Wracał właśnie z misji. Dwa czerwone zadrapania malowały się na jego policzku, a prawa dłoń owinięta była bandażem. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest zmęczony. Wykorzystałem to w pełni. Teraz, gdy nie skupiał się i myślał tylko o położeniu się spać, nie zachowywał czujności. Łatwo było to wyczuć przez jego chód. Ciężki i ospały. Nie tak przecież porusza się członek klanu Uchiha.
Gdy tylko minął drzewo, w którego koronie się przyczaiłem, zeskoczyłem na niego i przygniotłem jego twarz do ziemi. Wierzgnął pode mną, a jego dłoń powędrowała do sakiewki, w której trzymał broń. Jednak zauważyłem ten ruch i jego rękę przygniotłem kolanem.
- Naruto! – syknął wściekle. – Co robisz, idioto?
- Muszę zadać ci kilka pytań – warknąłem równie złowrogo. Przewróciłem go na plecy i zawisnąłem nad nim, uporczywie wpatrując się w jego czarne tęczówki. Dzięki światłu, jakie dawała latarnia stojąca tuż obok, byłem w stanie zobaczyć sińce pod jego oczami.
- Teraz? Nie widzisz, że właśnie wracam z misji?! – prychnął, chcąc mnie z siebie zrzucić. Ale tego nie zrobił, co mnie całkowicie zdziwiło. Nawet, gdyby był przemęczony, to przecież nie aż tak, by nie być w stanie wyślizgnąć się spode mnie!
Jesteś ślepy? On udaje. Z jakiegoś powodu nie chce cię z siebie zrzucać. Czy ty jesteś naprawdę aż tak głupi, że tego wszystkiego nie widzisz?
Udaje? Ale dlaczego?
- Tak, teraz! – powiedziałem stanowczo, jakby nigdy nic siadając na jego biodrach. – Co oznaczał tamten pocałunek? Dlaczego się tak wkurzyłeś?
Sasuke przewrócił oczami, prychając głośno pod nosem. Wyglądał cudownie w świetle latarni, był teraz taki bezbronny. Leżał tuż pode mną.
- Już mówiłem, chciałem przerżnąć cię, tak jak to zrobiła cała wioska – wzruszył ramionami i podniósł się na ramionach, uważnie mi się przyglądając. – A teraz zejdziesz? Wiesz, to nie jest zbyt wygodna pozycja.
- I co? Chciałeś przelecieć ot tak? – syknąłem, marszcząc brwi. To mi nie pasowało. Sasuke był wstanie wcisnąć mi wszystko, ale akurat w to nie jestem wstanie uwierzyć. A może jednak to prawda?
Co, jeżeli tak właśnie jest? Jeżeli ma cię za dziwkę?
- A dlaczego nie? Jednak, gdy miałem już cię tam wziąć, zaczęło mnie to obrzydzać. Nie jestem gejem i nie będę się pierdolić z kimś, kto daje każdemu w wiosce – syknął.
- Wierz w co chcesz, ale ja nie jestem dziwką – warknąłem. Przełknąłem ślinę, wzdychając. Jednak odrodziła się we mnie nadzieja. Myślałem, że Sasuke odwzajemnia choć w połowie moje uczucie, lecz najwidoczniej się pomyliłem.
Odwzajemnia? Co? Obsesję? Nie bądź śmieszny, Naruto.
- Mirune zaprosiła mnie na kolację – szepnąłem. Zapadła chwila milczenia, podczas której brunet przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Ona się o ciebie martwi. Powiedziała, że gdy wróciłem do Liścia wszystko się między wami zmieniło. Że nie czujesz się już ani ojcem, ani mężem – głos drżał mi niebezpiecznie, jednak zignorowałem to. Zacisnąłem dłonie na jego nadgarstkach, bojąc się odpowiedzi, jaką usłyszę.
- Nie kocham jej, o to ci chodziło? – syknął, wpatrując się mi głęboko w oczy. Zamurowało mnie. Uchyliłem lekko usta wpatrując się w niego jak idiota.
Bo nim właśnie jesteś. Mówił już kiedyś, że jej nie kocha, a ty po prostu zdawałeś się go nie słuchać, zaślepiony obsesją zapomniałeś o tych słowach.
- J-jak to? – zająknąłem się.
- Tak to – przewrócił oczami. – Nigdy jej nie kochałem – wzruszył obojętnie ramionami, a ja poczułem, że wszystko się we mnie gotuje.
Nie kocha jej, a z nią jest! Dlaczego nie może być na tej samej zasadzie ze mną? Dlaczego nie może jej zostawić i po prostu…
Tak, Naruto. On mógłby być z tobą, gdyby nie Mirune. Czujesz to? Złość, piękne uczucie, prawda?
Błyskawicznie podniosłem się i ruszyłem pędem przed siebie, wciąż zaciskając nerwowo dłonie. Czułem jak ogarnia mnie niewyjaśniona złość. Jak demon usiłuje przejąć nade mną kontrolę, a ja resztkami sił staram się mu jej nie oddać.

1 komentarz:

Obserwatorzy