IV - Pocałunek
***
Musiałem oswoić się z odrzuceniem przez Sasuke, co jednak nie było łatwe, mimo iż wiedziałem, że dalej będę zabiegać o jego względy.
Byłem już jakiś czas w wiosce, a nie miałem czasu by się przywitać ze znajomymi. Oczywiście od czasu do czasu śmigała mi gdzieś przed nosem fryzura Nary czy Hiaty, ale wtedy śledziłem Sasuke i nie miałem głowy do nich podejść.
Rozmawiałem z Kibą, który chyba nigdy nie zgubi swojego dobrego humoru. Akamaru, który, jeżeli to tylko możliwe, urósł trochę. A może tylko przytył?
Z tego, co się od niego dowiedziałem, Inuzuka jest „wolnym strzelcem” i nie jest z nikim związany, gdyż, jak twierdzi, nikt nie wpadł mu w oko.
- A Hinata? – spytałem, opierając się o pień drzewa i ciesząc się z cienia, jaki ono dawało. Spojrzał na mnie jak na kogoś niespełna rozumu, chwilę mi się przyglądając, po czym parsknął donośnym śmiechem.
- Hinata? – wykrztusił, dławiąc się resztkami rozbawienia. Pokręcił głową z politowaniem, a jedną z dłoni ułożył na pysku psa leżącego tuż obok. - Żadna z niej laska! Tylko się jąka i wstydzi... A właśnie! Powinieneś ją odwiedzić, przez te pięć lat strasznie się o ciebie martwiła – pokręcił głową z niezrozumieniem.- Nie mam bladego pojęcia, co ona w tobie widzi.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- A ja wiem! Jestem inteligentny, zabawny, przystojny... –zacząłem wyliczać, czując się przy nim naprawdę spokojnie i swobodnie. Niemal prawie zapominałem o Sasuke i jego hipnotyzujących oczach...
- Chciałbyś, co? – warknął. – To ja jestem inteligentny, zabawny i przystojny! Prawda, Akamaru?! - zwrócił się do psa, lecz ten nawet nie zaszczycił go spojrzeniem i dalej wylegiwał się w słońcu.
Przygryzłem wargę, nie bardzo wiedząc, czy teraz mogę przystąpić do tematu, który chciałem już poruszyć na początku. W końcu Kiba jest chyba najbardziej poinformowany - to on dużo czasu spędza z ludźmi.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że drań znajdzie żonę. Jestem ciekaw, jak długo przy nim wytrzyma – mruknąłem, kręcąc głową.
Spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.
– Ładna, co? - spytał i puścił mi oczko. – Że też ktoś taki jak on, znalazł sobie TAKĄ! – Zarysował dłońmi w powietrzu kobiece kształty, gwiżdżąc przy tym.
Nie bardzo chciałem zejść na ten tor, gdyż uświadamiałem sobie, że nie tak łatwo będzie mi zrujnować to małżeństwo. Mirune w rzeczywistości jest ładną kobietą, a ja jestem tylko – jak twierdzi Sasuke – śmieciem.
Tak, zapamiętałem to doskonale i raczej tak łatwo mi nie ucieknie, co sądzi na mój temat Uchiha.
- A wiesz... Ten... Kochają się? - spytałem, odwracając wzrok w bok. Pies zaczął spoglądać mi prosto w oczy, więc wolałem uciec przed tymi rozumnymi ślepiami.
Inuzuka parsknął śmiechem i, przez parę chwil nie potrafił go opanować. Otarł łzy rozbawienia, po czym spojrzał na mnie.
– A co ja? Do łóżka im nie zaglądam!
Przygryzłem wargę, czując się dość niezręcznie. Nie o to mi przecież chodziło! Głupi Kiba i te jego podteksty!
- No przecież nie chcę byś im tam zaglądał! – zacząłem się bronić najzacieklej, jak umiałem. Zacząłem nerwowo skubać wargę, która ostatnio jest niemal cały czas przeze mnie męczona. Gdzie niegdzie występują malutkie ranki, które nie wyglądają ładnie. – Chodzi mi raczej o uczucie... Kochają się?
Kiba spojrzał na mnie z niezrozumieniem. Spojrzał mi w oczy, nie wiedząc, o co może mi w tej chwili chodzić. Po chwili jego twarz rozpromieniła się, jakby wpadł na jakieś rozwiązanie, a mi zrobiło się gorąco ze zdenerwowania. Nie może wiedzieć! Nie może, do cholery, no!
- O laskę ci chodzi! – rzucił radośnie, rozwiewając w tej chwili moją niepewność. Wypuściłem powietrze z płuc, dziękując wszystkim bóstwom, że Kiba pozostanie Kibą i już! Pokiwałem głową, ciesząc się, że sprawy kierują się na tor zupełnie odległy od właściwego. - Ale wiesz, co? Nie wiem, może to tak dla pokazu? W końcu wiesz, świetna sztuka. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Z tego, co się orientuję, ostatnio Hinata zaczęła kolegować się z Mirune. Pewnie ona będzie wiedzieć.
Oczywiście, zaczepię Hinatę w najbliższym czasie. Muszę się koniecznie dowiedzieć czegoś o Sasuke i tym jego małżeństwie... Dlaczego?
Bo to już nie jest miłość, to obsesja.
To naprawdę dziwne. Wszędzie, gdzie nie pójdę, tam spotykam Saia... Jakoś z tym udawało mi się żyć, bo w końcu nawet go lubię i mogę z nim normalnie pogadać, ale to, co zaproponował mi, jest trochę dziwne...
- Stawiam ramen, co ty na to, Naruto?
W pierwszej chwili nie wiedziałem, co odpowiedzieć. No, dawniej odkrzyknąłbym entuzjastyczne: „Tak” i pobiegł w stronę budki - tyle, że... On nie chce iść ze mną do przydrożnego baru, tylko do restauracji. Tak, właśnie pod jedną stoimy, a on wskazuje na wejście.
- Hmn... - wydusiłem zbity z tropu. Jest w tym jakiś haczyk? – Stawiasz? – spytałem, jakby z przestrachem. Nie, że nie lubię Saia, jest miły... Może nie zabawny, ale miły... Nie robi już tych dziwnych aluzji, widocznie Sakura przetrzepała mu za to skórę i się oduczył.
No i to, co chyba najważniejsze – jest podobny do Sasuke. Te włosy, oczy i blada cera... Nie pasuje tylko sztuczny uśmieszek...
- Stawiam. To jak? – spytał ze sztucznym wygięciem warg. Ta jego fikcyjność zaczynała mi działać na nerwy.
- Sai – zwróciłem się do niego poważnie. Spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc. - Nie lubię twojej maski – zmieniłem nieco temat. – Nie lubię tego uśmiechu, który jest tak sztuczny, na ile to tylko możliwe.
- Przeszkadza ci on? – spytał beznamiętnie, a sztuczność znikła, nie pozostawiając nic prócz obojętności. Trochę mnie to przerażało, nie powiem. Kojarzyło się jakby z deszczem spływającym po świeżo malowanej porcelanie, zabierając wraz ze sobą kolory.
- Trochę – odparłem. – No nie mów mi, że Sakura ci tego nie mówiła! - powiedziałem z jawnym niedowierzaniem.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach panował absolutny bark emocji, zupełnie jak u lalki.
- Nie mówiła – odpowiedział rzeczowo, uważnie mi się przyglądając.
- Ale na pewno nie lubi tej twojej obojętności – broniłem się dalej. Uciekłem wzrokiem w bok, gdyż nie potrafiłem już spoglądać w te beznamiętne oczy, od razu przypominał mi się Sasuke... Chociaż Sasuke potrafił pokazać od czasu do czasu emocje... Najczęściej obdarzał mnie złością, irytacją i kpiną... Żadnym pozytywnym uczuciem.
- Nie wiem, czy lubi, czy nie, ale chyba jest jej to obojętne - rzucił całkowicie spokojnie, zbijając mnie z tropu.
O co mu teraz może chodzić?
- Jak może być jej to obojętne!? Macie wspólne dziecko, do cholery! – krzyknąłem, burząc się. Parę osób spojrzało na mnie z niesmakiem.
- Ciszej, Naruto – uspokoił mnie cichy i wypracowany obojętny ton głosu. - Nie jest wspólne – odparł.
Nie jest wspólne? Że co... Dziecko?
Prychnąłem z irytacją, wiedząc, że teraz to sobie ze mnie żartuje i to w dość niemiły sposób. Są w końcu małżeństwem - czyje miałoby być dziecko? A z resztą matką jest tu Sakura, a ona na pewno czegoś takiego by nie zrobiła. W to już uwierzyć bym nie potrafił, bo to coś całkowicie nielogicznego.
- Ty chyba żartujesz – odpowiedziałem po długiej chwili ciszy.
- A wyglądam jakbym żartował? - spytał całkowicie poważnie, sprawiając, że mam istny mętlik w głowie.
- No nie... Ale niby czyje miałoby być? – spytałem z rezygnacją, wiedząc, że to pytanie nie ma sensu, bo i tak nie uwierzę.
- Mnie się nie pytaj, ona sama pewnie nie wie.
***
Nie wiem, co ja tu teraz robię. Po prostu nogi mnie zaprowadziły, ignorując kompletnie zdrowy rozsądek.
Znów siedzę na drzewie, znów patrzę na drużynę Sasuke, na ich nieporadne zmagania z nową techniką.
Chociaż nie... Wiem, dlaczego tu jestem, ale mimo wszystko nie chcę o tym myśleć. Skończyli, rozeszli się, został tylko Sasuke. Spojrzał na drzewo, na którym się ukrywam, prychając z irytacją.
- Uzumaki, co ty tu robisz? Jesteś tak głupi, że moje ostatnie słowa nie dotarły do twojej świadomości? - spytał.
Zeskoczyłem z gałęzi, miękko lądując na trawie. Wyprostowałem się i spojrzałem mu głęboko w oczy, bez skrępowania.
- Kocham cię – powiedziałem, zbijając go na chwilę z tropu.
Gdy przywrócił już się do porządku, prychnął z irytacją i pokręcił głową.
- Ty jednak jesteś durniem. Wiem już o tym. Masz coś nowego? – zapytał, opierając się plecami o pień drzewa, ale nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wyglądał cudownie w blasku zachodzącego słońca... Przypomniał mi, dlaczego tak go kocham.
Podszedłem do niego pewnym krokiem i stanąłem naprzeciwko, dzieliło nas parę centymetrów.
Spojrzał na mnie, a po chwili pewnie odepchnął na tyle mocno, że straciłem równowagę i upadłem na trawę. Zerknął na mnie z wyższością, wyglądając przy tym nieziemsko drapieżnie.
- Jesteś śmieciem, Uzumaki – warknął groźnie. Ton głosu spowodował, że po plecach przebiegły mi dreszcze. Nie wytrzymałem.
Podniosłem się ekspresowo i rzuciłem na niego, złączając wargi w pocałunku. Przez ten ułamek sekundy, przyjemne ciepło rozeszło mi się w środku. Czułem miękkie usta Sasuke, w tej chwili nic innego się nie liczyło, tylko one i zapach Uchihy gdzieś tam w powietrzu. Później poczułem silne odepchnięcie, wyrywające mnie z transu i pięść wbijającą mi się w brzuch. Odrzuciło mnie kilka metrów dalej.
Och kurczę. Sai, Sakura... Bardziej mnie zszokowali, jak pocałunek, wybacz, Dream.
OdpowiedzUsuńAle nota genialna!
Bo to już nie jest miłość, to obsesja ... JAKA EKSPRESJA !!!! :)
OdpowiedzUsuń<3