środa, 7 lipca 2010

4. Obsesja

IV - Pocałunek


***
Musiałem oswoić się z odrzuceniem przez Sasuke, co jednak nie było łatwe, mimo iż wiedziałem, że dalej będę zabiegać o jego względy.
Byłem już jakiś czas w wiosce, a nie miałem czasu by się przywitać ze znajomymi. Oczywiście od czasu do czasu śmigała mi gdzieś przed nosem fryzura Nary czy Hiaty, ale wtedy śledziłem Sasuke i nie miałem głowy do nich podejść.
Rozmawiałem z Kibą, który chyba nigdy nie zgubi swojego dobrego humoru. Akamaru, który, jeżeli to tylko możliwe, urósł trochę. A może tylko przytył?
Z tego, co się od niego dowiedziałem, Inuzuka jest „wolnym strzelcem” i nie jest z nikim związany, gdyż, jak twierdzi, nikt nie wpadł mu w oko.
- A Hinata? – spytałem, opierając się o pień drzewa i ciesząc się z cienia, jaki ono dawało. Spojrzał na mnie jak na kogoś niespełna rozumu, chwilę mi się przyglądając, po czym parsknął donośnym śmiechem.
- Hinata? – wykrztusił, dławiąc się resztkami rozbawienia. Pokręcił głową z politowaniem, a jedną z dłoni ułożył na pysku psa leżącego tuż obok. - Żadna z niej laska! Tylko się jąka i wstydzi... A właśnie! Powinieneś ją odwiedzić, przez te pięć lat strasznie się o ciebie martwiła – pokręcił głową z niezrozumieniem.- Nie mam bladego pojęcia, co ona w tobie widzi.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- A ja wiem! Jestem inteligentny, zabawny, przystojny... –zacząłem wyliczać, czując się przy nim naprawdę spokojnie i swobodnie. Niemal prawie zapominałem o Sasuke i jego hipnotyzujących oczach...
- Chciałbyś, co? – warknął. – To ja jestem inteligentny, zabawny i przystojny! Prawda, Akamaru?! - zwrócił się do psa, lecz ten nawet nie zaszczycił go spojrzeniem i dalej wylegiwał się w słońcu.
Przygryzłem wargę, nie bardzo wiedząc, czy teraz mogę przystąpić do tematu, który chciałem już poruszyć na początku. W końcu Kiba jest chyba najbardziej poinformowany - to on dużo czasu spędza z ludźmi.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że drań znajdzie żonę. Jestem ciekaw, jak długo przy nim wytrzyma – mruknąłem, kręcąc głową.
Spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.
– Ładna, co? - spytał i puścił mi oczko. – Że też ktoś taki jak on, znalazł sobie TAKĄ! – Zarysował dłońmi w powietrzu kobiece kształty, gwiżdżąc przy tym.
Nie bardzo chciałem zejść na ten tor, gdyż uświadamiałem sobie, że nie tak łatwo będzie mi zrujnować to małżeństwo. Mirune w rzeczywistości jest ładną kobietą, a ja jestem tylko – jak twierdzi Sasuke – śmieciem.
Tak, zapamiętałem to doskonale i raczej tak łatwo mi nie ucieknie, co sądzi na mój temat Uchiha.
- A wiesz... Ten... Kochają się? - spytałem, odwracając wzrok w bok. Pies zaczął spoglądać mi prosto w oczy, więc wolałem uciec przed tymi rozumnymi ślepiami.
Inuzuka parsknął śmiechem i, przez parę chwil nie potrafił go opanować. Otarł łzy rozbawienia, po czym spojrzał na mnie.
– A co ja? Do łóżka im nie zaglądam!
Przygryzłem wargę, czując się dość niezręcznie. Nie o to mi przecież chodziło! Głupi Kiba i te jego podteksty!
- No przecież nie chcę byś im tam zaglądał! – zacząłem się bronić najzacieklej, jak umiałem. Zacząłem nerwowo skubać wargę, która ostatnio jest niemal cały czas przeze mnie męczona. Gdzie niegdzie występują malutkie ranki, które nie wyglądają ładnie. – Chodzi mi raczej o uczucie... Kochają się?
Kiba spojrzał na mnie z niezrozumieniem. Spojrzał mi w oczy, nie wiedząc, o co może mi w tej chwili chodzić. Po chwili jego twarz rozpromieniła się, jakby wpadł na jakieś rozwiązanie, a mi zrobiło się gorąco ze zdenerwowania. Nie może wiedzieć! Nie może, do cholery, no!
- O laskę ci chodzi! – rzucił radośnie, rozwiewając w tej chwili moją niepewność. Wypuściłem powietrze z płuc, dziękując wszystkim bóstwom, że Kiba pozostanie Kibą i już! Pokiwałem głową, ciesząc się, że sprawy kierują się na tor zupełnie odległy od właściwego. - Ale wiesz, co? Nie wiem, może to tak dla pokazu? W końcu wiesz, świetna sztuka. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Z tego, co się orientuję, ostatnio Hinata zaczęła kolegować się z Mirune. Pewnie ona będzie wiedzieć.

Oczywiście, zaczepię Hinatę w najbliższym czasie. Muszę się koniecznie dowiedzieć czegoś o Sasuke i tym jego małżeństwie... Dlaczego?
Bo to już nie jest miłość, to obsesja.

To naprawdę dziwne. Wszędzie, gdzie nie pójdę, tam spotykam Saia... Jakoś z tym udawało mi się żyć, bo w końcu nawet go lubię i mogę z nim normalnie pogadać, ale to, co zaproponował mi, jest trochę dziwne...
- Stawiam ramen, co ty na to, Naruto?
W pierwszej chwili nie wiedziałem, co odpowiedzieć. No, dawniej odkrzyknąłbym entuzjastyczne: „Tak” i pobiegł w stronę budki - tyle, że... On nie chce iść ze mną do przydrożnego baru, tylko do restauracji. Tak, właśnie pod jedną stoimy, a on wskazuje na wejście.
- Hmn... - wydusiłem zbity z tropu. Jest w tym jakiś haczyk? – Stawiasz? – spytałem, jakby z przestrachem. Nie, że nie lubię Saia, jest miły... Może nie zabawny, ale miły... Nie robi już tych dziwnych aluzji, widocznie Sakura przetrzepała mu za to skórę i się oduczył.
No i to, co chyba najważniejsze – jest podobny do Sasuke. Te włosy, oczy i blada cera... Nie pasuje tylko sztuczny uśmieszek...
- Stawiam. To jak? – spytał ze sztucznym wygięciem warg. Ta jego fikcyjność zaczynała mi działać na nerwy.
- Sai – zwróciłem się do niego poważnie. Spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc. - Nie lubię twojej maski – zmieniłem nieco temat. – Nie lubię tego uśmiechu, który jest tak sztuczny, na ile to tylko możliwe.
- Przeszkadza ci on? – spytał beznamiętnie, a sztuczność znikła, nie pozostawiając nic prócz obojętności. Trochę mnie to przerażało, nie powiem. Kojarzyło się jakby z deszczem spływającym po świeżo malowanej porcelanie, zabierając wraz ze sobą kolory.
- Trochę – odparłem. – No nie mów mi, że Sakura ci tego nie mówiła! - powiedziałem z jawnym niedowierzaniem.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach panował absolutny bark emocji, zupełnie jak u lalki.
- Nie mówiła – odpowiedział rzeczowo, uważnie mi się przyglądając.
- Ale na pewno nie lubi tej twojej obojętności – broniłem się dalej. Uciekłem wzrokiem w bok, gdyż nie potrafiłem już spoglądać w te beznamiętne oczy, od razu przypominał mi się Sasuke... Chociaż Sasuke potrafił pokazać od czasu do czasu emocje... Najczęściej obdarzał mnie złością, irytacją i kpiną... Żadnym pozytywnym uczuciem.
- Nie wiem, czy lubi, czy nie, ale chyba jest jej to obojętne - rzucił całkowicie spokojnie, zbijając mnie z tropu.
O co mu teraz może chodzić?
- Jak może być jej to obojętne!? Macie wspólne dziecko, do cholery! – krzyknąłem, burząc się. Parę osób spojrzało na mnie z niesmakiem.
- Ciszej, Naruto – uspokoił mnie cichy i wypracowany obojętny ton głosu. - Nie jest wspólne – odparł.
Nie jest wspólne? Że co... Dziecko?
Prychnąłem z irytacją, wiedząc, że teraz to sobie ze mnie żartuje i to w dość niemiły sposób. Są w końcu małżeństwem - czyje miałoby być dziecko? A z resztą matką jest tu Sakura, a ona na pewno czegoś takiego by nie zrobiła. W to już uwierzyć bym nie potrafił, bo to coś całkowicie nielogicznego.
- Ty chyba żartujesz – odpowiedziałem po długiej chwili ciszy.
- A wyglądam jakbym żartował? - spytał całkowicie poważnie, sprawiając, że mam istny mętlik w głowie.
- No nie... Ale niby czyje miałoby być? – spytałem z rezygnacją, wiedząc, że to pytanie nie ma sensu, bo i tak nie uwierzę.
- Mnie się nie pytaj, ona sama pewnie nie wie.

***

Nie wiem, co ja tu teraz robię. Po prostu nogi mnie zaprowadziły, ignorując kompletnie zdrowy rozsądek.
Znów siedzę na drzewie, znów patrzę na drużynę Sasuke, na ich nieporadne zmagania z nową techniką.
Chociaż nie... Wiem, dlaczego tu jestem, ale mimo wszystko nie chcę o tym myśleć. Skończyli, rozeszli się, został tylko Sasuke. Spojrzał na drzewo, na którym się ukrywam, prychając z irytacją.
- Uzumaki, co ty tu robisz? Jesteś tak głupi, że moje ostatnie słowa nie dotarły do twojej świadomości? - spytał.
Zeskoczyłem z gałęzi, miękko lądując na trawie. Wyprostowałem się i spojrzałem mu głęboko w oczy, bez skrępowania.
- Kocham cię – powiedziałem, zbijając go na chwilę z tropu.
Gdy przywrócił już się do porządku, prychnął z irytacją i pokręcił głową.
- Ty jednak jesteś durniem. Wiem już o tym. Masz coś nowego? – zapytał, opierając się plecami o pień drzewa, ale nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wyglądał cudownie w blasku zachodzącego słońca... Przypomniał mi, dlaczego tak go kocham.
Podszedłem do niego pewnym krokiem i stanąłem naprzeciwko, dzieliło nas parę centymetrów.
Spojrzał na mnie, a po chwili pewnie odepchnął na tyle mocno, że straciłem równowagę i upadłem na trawę. Zerknął na mnie z wyższością, wyglądając przy tym nieziemsko drapieżnie.
- Jesteś śmieciem, Uzumaki – warknął groźnie. Ton głosu spowodował, że po plecach przebiegły mi dreszcze. Nie wytrzymałem.
Podniosłem się ekspresowo i rzuciłem na niego, złączając wargi w pocałunku. Przez ten ułamek sekundy, przyjemne ciepło rozeszło mi się w środku. Czułem miękkie usta Sasuke, w tej chwili nic innego się nie liczyło, tylko one i zapach Uchihy gdzieś tam w powietrzu. Później poczułem silne odepchnięcie, wyrywające mnie z transu i pięść wbijającą mi się w brzuch. Odrzuciło mnie kilka metrów dalej.

2 komentarze:

  1. Och kurczę. Sai, Sakura... Bardziej mnie zszokowali, jak pocałunek, wybacz, Dream.
    Ale nota genialna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to już nie jest miłość, to obsesja ... JAKA EKSPRESJA !!!! :)
    <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy