środa, 7 lipca 2010

5. Obsesja

V - Były przyjaciel


***
Przygryzłem wargę i usiłowałem się podnieść. Znów odrzucił moje uczucia.
Spojrzałem na jego twarz, na oczy, w których pojawił się sharingan, na ściśnięte pięści. Był zły.
Przecież to był tylko pocałunek!
Pocałunek, który sprawił, że serce zaczęło bić szybciej, a jakieś przyjemnie uczucie rozlało się w środku.
- Ciebie to chyba już do reszty pokręciło! - krzyknął, patrząc na mnie z furią. Podniosłem się, stając dumnie, chociaż w środku bałem się jak jeszcze nigdy. Ale nie żałowałem. Smak ust i miękkość warg Sasuke całkowicie wynagrodziła mi upokorzenie i ból. – Dobrze ci radzę, zostaw mnie w spokoju, bo kiedyś nie wytrzymam! – ostrzegł, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- To jest nas dwóch. Ja nie wytrzymam z miłości do ciebie – powiedziałem lekko i pewnie. Otarłem stróżkę krwi spływającej mi po brodzie. Muszę przyznać, że Uchiha wie, gdzie uderzyć i ile siły włożyć, by jak najmocniej bolało. Przy uderzeniu czułem, jakby mi się wnętrzności przemieszały.
- Przestań bredzić, słyszysz sam siebie? - warknął, a sharingan ustąpił miejsca granatowym tęczówką, które tak uwielbiam.
Uśmiechnąłem się, zastanawiając, skąd biorę tą pewność i co najważniejsze nie boję się kompromitacji.
Miłość?
Nie, bo to już nie jest miłość, to obsesja.
- Dlaczego jej nie zostawisz? – spytałem półszeptem, wiedząc, iż i tak mnie usłyszy.
Przyglądał mi się, zupełnie nic nie rozumiejąc, a ta słodka bezradność wypisana na jego twarzy powodowała szybsze bicie mojego serca.
- Z tobą jest naprawdę źle – powiedział z politowaniem. - Powiedz mi, dlaczego mnie prześladujesz? To jest już naprawdę trochę uciążliwe.
Uśmiecham się delikatnie.
Kocham go! Wiem to i nic nie jest w stanie zmienić tego uczucia. To najczystsza miłość.
Nie oszukuj się, bo to już nie jest miłość, to obsesja.
- Kocham cię, Sasuke.
- Przestań do cholery bredzić! Zaczynasz mnie przerażać!
Wyprowadziłem go z równowagi. Niby nic nadzwyczajnego, bo to w końcu ja... Kiedyś przecież ciągle to robiłem – z tym, że wtedy jeszcze nie wiedziałem o tym uczuciu. Mając dwanaście lat, niezbyt wiele się wie o miłości. Do tego trzeba dorosnąć.
Ty nigdy do tego nie dorośniesz. To nie jest miłość, to obsesja, naucz się w końcu.
- Ale to prawda! – broniłem się. Dlaczego nie chce uwierzyć!?
Kocham go, kocham!
- Jesteś żałosny! Naruto... - Serce zaczęło mi szybciej bić. Pierwszy raz od mojego powrotu, zwrócił się do mnie po imieniu. – Nie zachowuj się tak. Mam żonę, którą kocham, dziecko, które kocham jeszcze bardziej! A ty!? Ty jesteś moim przyjacielem, bynajmniej byłeś. - Powinienem być w szoku, ale takim pozytywnym. Sasuke właśnie powiedział coś o swoich uczuciach, co nieczęsto się zdarza, ale jednak... Jestem przyjacielem... Byłym przyjacielem, nie dorastam do pięt tej Mirune.
Zrób coś, Naruto. Mówiąc mu o swojej miłości, psujesz wszystko. Wiesz dlaczego? Bo to już nie jest miłość, to obsesja.
- Przepraszam - powiedziałem półszeptem, a głos mi lekko drżał. Zacząłem odczuwać wstyd. Może dlatego, że Sasuke powiedział, że byłem przyjacielem? Czy to wyznanie wszystko popsuło?
Prychnął z irytacją, odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samego z wyrzutami sumienia.

Udałem się na pomost. Tylko tamto miejsce potrafiło mnie tak uspokoić. Usiadłem na jego końcu, podkulając nogi i oplatając je ramionami. Słońce chowało się za horyzontem, by za chwilę ustąpić miejsca księżycowi. Przyglądałem się tej scenie w absolutnej ciszy.
Obserwowałem, jak niebo pokrywa zmrok, jak zaczyna przypominać mi jego tęczówki.
Wiem, że jestem żałosny. To, co do niego czuję, dawno przekroczyło granice miłości. Może powinienem się uspokoić? Może powinienem zwyczajnie odnowić naszą przyjaźń, a dopiero później zadbać, by przerodziła się ona w coś więcej?
Westchnąłem cicho, chowając twarz pomiędzy kolanami. Zaczęło się robić coraz zimniej, a ja nie wziąłem pomarańczowej bluzy, siedziałem tylko w czarnej koszulce z krótkim rękawem.
Na mojej skórze zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Dni w Konoha Gakure są zazwyczaj ciepłe, noce zaś o wiele chłodniejsze.
Jakaś kurtka wylądowała na moich ramionach, powodując, iż oderwałem się od swoich myśli i zajrzałem przez ramię.
Na bladej twarzy znalazł się uśmiech.
Tyle, że na pewno nie był on sztuczny.
Sai usiadł obok, wbijając wzrok w ciemną taflę jeziora. Trwaliśmy chwilę w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach.
Czasami się zastanawiam, co on czuje. Czy w środku też jest taki obojętny, czy może jednak posiada jakieś uczucia?
- Dlaczego akurat Sasuke? – spytał, spoglądając na mnie.
To pytanie na samym początku mnie zaskoczyło.
Skąd on niby może wiedzieć, że wzdycham do Uchihy?
Przyjrzałem mu się uważnie, szukając jakiejś podtekstu czy czegoś w tym stylu. Nie znalazłem - zamiast tego dostrzegłem przygnębienie. Zdziwiłem się jeszcze bardziej. Teraz, koło mnie, siedział Sai, całkowicie odsłonięty, bez tych swoich sztucznych masek szczęścia i obojętności.
- Dlaczego co? - zapytałem tylko po to, by upewnić się, czy dobrze usłyszałem. Nie chciałem odpowiadać na to pytanie, gdyż udzielenie odpowiedzi mi samemu sprawiało problemy. Nie wiem, dlaczego akurat on.
Westchnął z nutką irytacji i rozdrażnienia. Przeniósł wzrok na okrągły księżyc. W tym momencie wyglądał jakoś tak... Inaczej. Zupełnie jak nie on. Bez sztuczności, ukazujący swoje prawdziwe uczucia. Oczy nie były już matowe, przypominały bardziej te Sasuke. Pełne głębi, drapieżne i fascynujące.
Cała jego sylwetka przypominała mi Uchihe - blada cera, wąskie usta, ciemne hebanowe włosy. Nie były już takie krótkie, ale wciąż nie dorównywały długością tym Sasuke...
- Co w nim widzisz? Ma żonę i dziecko – powiedział cicho tak, że prawie nie dosłyszałem.... A może nie chciałem słyszeć? Tak, nie jest to najmilsza rzecz dla mnie. Nie lubię o tym myśleć - o tej pięknej kobiecie i słodkiej dziewczynce.
- Kochałem go jeszcze wcześniej, nim się ożenił... I sprawił sobie potomstwo – mruknąłem cicho, niezbyt pewnie.
Nawet nie chciałem już go okłamywać, że się myli. Że to nie Sasuke jest moim obiektem westchnień, tylko ktoś inny. - A do Sakurci nie wracasz? – spytałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Uśmiechnął się jakoś tak... Smutnie. Wciąż jednak na mnie nie patrzał, wzrok miał wbity w jakiś punkt na niebie, pozwalając, by blask księżyca oświetlał jego przygnębioną i zrezygnowaną twarz. Zupełnie go nie poznawałem...
- To ty jeszcze nie wiesz, prawda? - zapytał po chwili milczenia.
Przełknąłem ślinę, czując, że wkraczamy na niemiłe tematy.
- A powinienem coś wiedzieć? - pytanie zadałem z niezwykłą - jak dla mnie - ostrożnością. Bałem się, że trafię na jego czuły punkt i będzie coraz gorzej. Coś z Saiem było nie tak.
- Nie wiem, ale i tak byś nie uwierzył, więc nie będę nic wyjaśniać – odparł, a po chwili położył się na drewnianych belkach, układając ręce pod głowę i wpatrując się uparcie w moją twarz.
Uciekłem wzrokiem w bok, czując się trochę nieswojo. Gdyby tylko Sasuke mógł się tak na mnie patrzeć, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- No... Przecież powiedzieć możesz, nie?
- Ale po co, skoro i tak nie uwierzysz? – odparł pytaniem na pytanie.
Przygryzłem wargę, wciąż czując na sobie jego wzrok. Dzielnie przed nim uciekałem, zatrzymując swoje spojrzenie na tafli wody, w której odbijał się zniekształcony księżyc.
- Spróbuję – odpowiedziałem cicho, wtulając się w ofiarowaną przez Saia kurtkę, o której pawie zapomniałem.
- Sprawiła sobie dziecko i postanowiła to ukryć pod osłoną małżeństwa. Lubiłem ją, wtedy myślałem, że to miłość, gdyż nie potrafiłem rozróżniać uczuć, ale teraz już się nauczyłem. Nie kocham jej, tak samo jak ona mnie. Nawzajem się męczymy, planujemy już rozwód – wyrzucił z siebie szybko.
Spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Rozwód?
Co jest między parą, wie tylko sama para, nikt więcej - w głowie zabrzmiały mi słowa, wypowiedziane parę dni temu. Mówił o tym tu, na pomoście... Może w trochę innej scenerii, ale wtedy nie wiedziałem, o co może mu chodzić.
- A dziecko? - spytałem niepewnie.
Wzruszył ramionami.
- Nie moje, było już przed ślubem – odpowiedział cicho, ale spokojnie.
Coś w środku mnie wciąż się buntowało. Sakura przecież nie jest taka! Sakura to miła, może czasem zbyt nerwowa, ale przyjazna dziewczyna. Niemożliwe, żeby wrobiła w małżeństwo Saia.
Ale od czasu do czasu przecież potrafi być dość chamska...
- I... I co...? Znaczy się rozwód... Kiedy? - wydusiłem, wciąż się zastanawiając, czy Sai sobie ze mnie nie żartuje.
- Za dwa tygodnie – mruknął.
- Hmn, przykro mi – rzuciłem. Nie wiedziałem, co mogę w takim momencie powiedzieć. Czy mam prawo go jakoś pocieszać? Skuliłem się, otulając szczelniej kurtką, gdyż robiło się coraz zimniej.
- A mi nie, bo zrozumiałem, że kocham kogoś innego – odpowiedział spokojnie, a nutka smutku całkowicie zaniknęła z jego tonu głosu. Był teraz bardziej optymistyczny.
Uśmiechnąłem się lekko, ciesząc, że teraz możemy zejść na te lżejsze tematy.
- Kto to taki? – spytałem, przekrzywiając głowę w bok.
Uśmiechnął się – szczerze. Podniósł się na łokciach i wpatrywał w moją sylwetkę.
- W końcu się dowiesz – odpowiedział, po czym wstał i odszedł.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie o kurtce na moich ramionach. Nie przejąłem się nią jednak, gdyż wiedziałem, że i tak go jeszcze spotkam i będę miał szansę, by zwrócić.

4 komentarze:

  1. czytam, czytam i już nie wiem co o tym myśleć XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze powiedziawszy to w tym wypadku wolałabym żeby Naruto zakochał się w Saiu... Taa i tak przypomina mu Sasuke więc co mu tam xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Mącenie w głowie 8<
    Ale i tak to lubię!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy