czwartek, 8 lipca 2010

Oneshot - Pożądanie (SuiNaru)

Oneshot - Pożądanie
(SuigetsuxNaruto; SasukexNaruto)

***
Nigdy go nie rozumiałem. Sasuke wiele razy dowiódł, że gardzi całą tą Konohą. Chciał ją zniszczyć za to, co wyrządziła jego klanowi. A on? A on za nim biegał, chciał znaleźć to ukryte dobro, którego Sasuke nie posiadał. Ja tylko z ukrycia obserwowałem jego poczynania, cała ta sprawa nie powinna mnie obchodzić. Powinien obchodzić mnie tylko miecz Zabuzy.
Mimo wszystko byłem zafascynowany tym blondynem, ale siedziałem cicho i pozwoliłem temu dziwnemu zainteresowaniu rosnąć. Najbardziej jednak intrygowała mnie jego pewność siebie i to uparte dążenie do celu. Przecież normalny człowiek dałby sobie już dawno spokój z Uchihą, ale nie on. On dalej święcie wierzył, że Sasuke wróci do tej głupiej wioski i wszyscy będą szczęśliwi, zupełnie jak marzenia dziecka. Zero w nich realizmu. Uchiha stał się wrogiem numer jeden dla Konoha Gakure za to, że zdradził wioskę, ale również za to, że jest w Akatsuki. Jego szczęśliwy powrót jest niemożliwy.
Żeby było jeszcze ciekawej, odkąd dołączyliśmy do Akatsuki, stał się naszym celem. W końcu organizacja, w której się znaleźliśmy, chciała zebrać wszystkie dziewięć demonów. Jeszcze nie dostaliśmy rozkazu złapania blondyna, ale to tylko kwestia czasu, a wtedy... Wtedy dopiero zacznie się zabawa. Przyjaciel będzie musiał zdradzić przyjaciela. Który zginie, który przeżyje? Bo niemal niemożliwym jest, by obaj wyszli z tego cało...

W końcu nadszedł ten dzień, dzień, w którym wyczułem jego chakrę i nic nie mogło mnie zatrzymać. Chciałem go zobaczyć, zadać parę pytań i zakpić. Tak, zakpić z obiektu zainteresowań. Po prostu czułem taką nieodpartą potrzebę.
Karin też go wyczuła, ale nie zaalarmowała Sasuke, gdyż ten był ranny po ostatniej walce i jego ciało było niezdolne do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
- Spławię tych dupków z Konohy – powiedziałem i podniosłem się z trawy. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zniknąłem.
Coś mi podpowiadało, że będzie interesująco. Dreszcz podniecenia przebiegł mi po plecach, a na twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
Zacząłem przeklinać osoby, które są z nim. Musiałem ich jakoś odgonić od chłopaka... Przygryzłem wargę, by się nie roześmiać. W końcu będę mógł zostać z nim sam na sam, spojrzeć w jego oczy, wyśmiać, zadrwić, a później? A później, kto wie? Zależy, na co będę miał ochotę.
Przystanąłem na konarze drzewa i spojrzałem na blondyna zbierającego gałęzie. Rozbijali obóz, a zadaniem chłopaka najwidoczniej było znalezienie czegoś na opał. Niemal nie roześmiałem się ze szczęścia, fortuna mi dziś dopisywała. Nie muszę się już martwić o pozostałych durniów z Konohy. Idealna okazja, tylko my dwaj. Przejechałem językiem po szpiczastych zębach i z gracją zeskoczyłem z drzewa. Wylądowałem tuż przed nim. Jego niebieskie oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, chyba chciał krzyknąć, ale w odpowiedniej chwili się pohamował. Odskoczył ode mnie na bezpieczną odległość, upuścił zebrany chrust i wyciągnął kunai.
- Czego chcesz? – warknął, ustawiając się w pozycji obronnej. Ja zaśmiałem się jedynie z politowaniem. To już nie można odwiedzić dawnego przyjaciela swojego kolegi? Uniosłem ręce w poddańczym geście, dalej chichocząc.
- Porozmawiać – odparłem, wyszczerzając swoje kły.
Przez jego twarz przebiegł grymas zaskoczenia. Zdusiłem w sobie kpiącą uwagę, która cisnęła mi się na usta. Byliśmy za blisko tych durniów, mógłbym się przeliczyć i okazałoby się, że jednak potrafią wyczuć moją chakrę, nawet, gdy staram się ją ukryć, a wtedy co? Dostałbym burę od ledwo zipiącego Sasuke, nie mówiąc już o tym, co zrobiłaby Karin.
- Porozmawiać? – szepnął z jawnym niedowierzaniem. Z pewnym wahaniem schował kunai, lecz nie przestał mnie bacznie obserwować. Czy ja wyglądam na kogoś, kto chce mu zrobić krzywdę?
Może jestem z Akatsuki, ale przecież gdybym chciał, to już dawno rzuciłbym się na niego.
- Tak, porozmawiać – odpowiedziałem z politowaniem. Podparłem się jedną ręką pod bok, gdyż ta sytuacja zaczęła mnie nudzić. Całe to jego zdziwienie i głupie niedowierzanie jest nużące, może intrygować, ale tylko przez pewny czas. Co za dużo, to niezdrowo.
- A-ale o czym? – zająknął się, na co ja parsknąłem śmiechem. – Ej! – krzyknął oburzony, więc automatycznie spoważniałem.
- Chodź – mruknąłem i wskoczyłem z powrotem na drzewo.
Spojrzał na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. Zmarszczył brwi przygryzając przy tym wargę.
– Jasne, a tam będzie na mnie czekać cała ta zgraja z Akatsuki, tak?
Pokręciłem głową z politowaniem, po czym parsknąłem śmiechem.
- Tak, - zakpiłem – bo nas obchodzisz tylko i wyłącznie ty, a już reszta Jinjuriki niech idzie się bujać? Nie uważasz, że gdybyśmy chcieli, już dawno byśmy zaatakowali?
Nastała chwila ciszy. Długo musiałem czekać na potwierdzające kiwnięcie z jego strony.
Westchnąłem pod nosem. – Chodźmy dalej, jeszcze ktoś z twoich towarzyszy mnie wyczuje i będę miał kłopoty – mówiąc to przeskoczyłem z jednej gałęzi na drugą. Blondyn ruszył tuż za mną.
Zatrzymałem się dopiero, gdy uznałem, że znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od obozowiska tych z Konohy. Uzumaki zeskoczył z drzewa na trawę, a ja nie namyślając się wiele, zrobiłem to samo.
- O czym chciałeś pogadać? – spytał, a jego głos drżał nerwowo.
Uśmiechnąłem się pod nosem kpiąco, ciesząc się z tego, że się mnie boi. Podszedłem do drzewa i usiadłem pod nim, plecami opierając się o pień.
- O Sasuke, o twojej głupocie, o wszystkim – zachichotałem. Blondyn niepewnie podszedł do mnie i usiadł na kolanach, naprzeciwko.
Jego niebieskie tęczówki błyszczały, wyłapałem w nich nagłe zainteresowanie całą sprawą. Czyżby napomnienie o tym draniu, Sasuke, dało taki efekt?
- Czemu tak za nim gonisz? – zadałem pierwsze pytanie, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
Zastanowił się przez chwilkę. Nie był pewny, czy może udzielić odpowiedzi na moje pytanie. Uchylił usta, ale z nich nie wydobył się żaden dźwięk. Widziałem jego wewnętrzną walkę, aż w końcu zakończyła się ona kapitulacją.
– Chcę by wrócił – odszepnął.
- Dlaczego? – Byłem nieugięty, coś we mnie bardzo chciało poznać odpowiedź na to pytanie. A ja sam zacząłem zastanawiać się, co się ze mną dzieje? To przez zainteresowanie nim. Pierwszy raz mam okazję poznać kogoś tak upartego, ale niedążącego do celu po trupach, jak jest w przypadku Sasuke.
Pokręcił przecząco głową.
– Nie odpowiem – mruknął i wbił wzrok w pień drzewa rosnącego obok.
Westchnąłem, a po chwili zachichotałem.
– Będę strzelać. Może dlatego, że jesteś głupi? – Spojrzał się na mnie, nie kryjąc zdziwienia. Dopiero po chwili z oburzeniem potrząsnął przecząco głową. – Ktoś ci każe? – Mi samemu ta opcja wydaje się niemożliwa. Nawet gdyby to był rozkaz, nie szukałby tego drania z takim zaangażowaniem.
- Nie...- powiedział cicho, a ja musiałem się natrudzić, by wyłapać to słowo zanikające w szumie wiatru.
- W takim razie... Kochasz go? – Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Spojrzał na mnie przestraszony, wyglądał tak, jakby chciał uciec. Jak najdalej, byle tylko nie siedzieć tu, przy mnie. Przy osobie, która zna prawdę. – Kochasz, – pokręciłem głową.– no popatrz, kto by pomyślał – zaśmiałem się.
- Zamknij się! – krzyknął. Rzucił się w moją stronę i przycisnął mnie do pnia drzewa. Teraz już nie był zdziwiony tylko wściekły. Ale dlaczego? Bo ktoś zna jego sekret, bo tym „kimś” jestem ja? Uśmiechnąłem się, ale w tym uśmiechu nie było już kpiny.
Podniosłem się lekko i złożyłem delikatny pocałunek na jego drżących ze złości wargach.
Nie odpowiedział na tą pieszczotę. Jego tęczówki rozszerzyły się w zaskoczeniu.
Odsunąłem się na tyle, na ile pozwalał mi wbijający się w plecy pień drzewa. Złapałem za jego nadgarstki i zmusiłem by uścisk dłoni na moich ramionach zelżał. Będę miał siniaki.
- Co to było?
- Pocałunek – odparłem zgryźliwie i ponownie chciałem złączyć nasze wargi. Odsunął się, puszczając mnie i uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek pocałunek. Westchnąłem i pokręciłem głową. – Co z ciebie taka cnotka?
- Odwal się – mruknął i wstał z klęczek. Spoglądał na mnie z góry, a pogarda, jaka biła z jego oczu, była wprost namacalna.
Ja tylko zachichotałem. Miałem ochotę na coś, czego normalnie po sobie bym się nie spodziewał. A to wszystko przez ten krótki i delikatny pocałunek. Chciałem go zeszmacić. Pokazać, że jest nikim, a zarazem chciałem dać mu przyjemność. Uczucia tak sprzeczne, ale jednak łączące się ze sobą w pewnym punkcie.
Wstałem i podszedłem do niego, ramieniem oplatając w pasie. Zaczął się wyrywać i wyzywać mnie od najgorszych.
- Przestań, nie możesz pozwolić sobie na chwilę zapomnienia? – spytałem muskając wargami jego szyję. Zamarł. Nie potrafił wykonać jakiegokolwiek ruchu, co ja wykorzystałem. Powaliłem go na trawę, a dłonie unieruchomiłem mu nad głową.
- Zostaw – szepnął słabo.
Odpowiedziałem mu uśmiechem, wyszczerzyłem swoje kły i nachyliłem się nad nim, całując zachłannie. Podgryzałem dolną wargę, która po chwili zaczęła krwawić. Wyrywał się przez moment, ale w końcu się uspokoił, a nawet oddał pocałunek. Uchylił wargi, a ja znalazłem się w jego wnętrzu, splatając nasze języki. Jedna z moich dłoni znalazła się pod ubraniem, masując jego ładnie wyrzeźbione podbrzusze.
Puściłem jego ręce, gdy już byłem pewny, że mi nie ucieknie. Rozpiąłem pomarańczową bluzę, którą pomógł mi z siebie zdjąć. Jego dłonie oplotły mi kark, przyciągając do kolejnego, zachłannego pocałunku. Nie oponowałem, chciwie poruszałem językiem w jego wnętrzu, nie chcąc się zastanawiać nad tym, co teraz robię.
Otarł się kroczem o moje udo, jęcząc cicho przy tym. Ja jednak chciałem go jeszcze trochę pomęczyć. Zostawiłem w spokoju jego wargi i zająłem się szyją, pozostawiając tam czerwone punkciki. Gdy to już mi się znudziło, podwinąłem czarną koszulkę do góry i zacząłem sunąć językiem po jego klatce piersiowej. Drżenie jego ciała doprowadzało mnie do istnego szaleństwa. Chciałem go tu i teraz, gdyż wiedziałem, że to jedyna taka okazja.
Rozpiąłem pomarańczowe spodnie, bawiąc się skórą tuż nad kroczem. Jęki, jakie przy tym mi towarzyszyły, pobudzały mnie do dalszego działania. Uniósł lekko biodra, tak bym mógł zdjąć z niego niepotrzebne ubranie. Rzuciłem spodnie gdzieś w bok, nie przejmując się zbytnio, gdzie. Nachyliłem się nad skrytą za czarnymi bokserkami męskością i objąłem członka ustami. Odpowiedział mi gardłowy jęk i desperackie wyrzucenie bioder w przód. Nachyliłem się i pocałowałem okolice pępka, ściągając przy okazji bokserki. Zastanawiała mnie jedna rzecz – skąd u mnie taka czułość? Zaczęło mnie to denerwować, dlatego też chciałem uratować swój honor.
- Odwróć się – mruknąłem. Naruto spojrzał na mnie zaskoczony, ale grzecznie wypełnił polecenie. Nachyliłem się nad wypiętymi pośladkami i opuszkiem palców przejechałem po odbycie. – Rozluźnij się – szepnąłem, widząc jak się spina. Nie chciałem bawić się w większe czułości, chciałem go wziąć. Tu i teraz. Szybko rozpiąłem swój rozporek i wyciągnąłem domagającą się pieszczot męskość. Przystawiłem jej czubek do wejścia chłopaka. – Rozluźnij się, mówiłem, albo będzie boleć! – warknąłem i odczekałem chwilę, aż w końcu w niego wszedłem. Bez żadnego przygotowania. Wrzasnął z bólu, a ja nie czekając na nic, poruszyłem się w jego ciasnym i suchym wnętrzu.
- Boli – wyjęczał.
- Trudno – odszepnąłem i przyśpieszyłem ruchy. Jedna z moich dłoni zajęła się jego erekcją. Zupełnie tak, jakbym chciał wynagrodzić mu ten ból i nieprzyjemne uczucie, ale w prawdzie nic mnie nie obchodziło to, jak się aktualnie czuł. W końcu chciałem go zeszmacić, lecz jednocześnie dać także przyjemność.
Doszedł pierwszy, opadając na trawę. Ja jednak byłem jeszcze daleko, dlatego też podtrzymałem jego biodra w górze i kontynuowałem, wbijając się w niego brutalnie. Czerwona ciesz zaczęła spływać mu po udach, ale ja się tym nie przejmowałem, obchodziło mnie tylko własne spełnienie.
W końcu i ja rozlałem się we wnętrzu blondyna, opadając na jego plecy.
- Nienawidzę cię – szepnął. Zaśmiałem się i złożyłem pozornie czuły pocałunek na karku.
- Gdybyś tylko chciał, mógłbyś uciec. Aż takim niedorajdą to ty nie jesteś – odpowiedziałem z rozbawieniem.
Uciekł wzrokiem w bok i skulił się przy tym nieznacznie.
– Wiem – odparł cicho.

Długo po tamtym incydencie ciągle obserwowałem jego poczynania w celu sprowadzenia Sasuke do wioski. Dalej mnie fascynował. Ale już nigdy nie miałem takiej okazji jak wtedy, już nigdy nie byłem z nim na osobności. Zawsze ktoś nam towarzyszył. Wówczas wysyłałem znaczące spojrzenia, które tylko złościły chłopaka.
Ale prawda jest jedna, chciał tamtego stosunku. Gdyby było inaczej, obroniłby się. A tego nie zrobił. Pytanie tylko – dlaczego?

1 komentarz:

  1. *-* O jaa! SuiNaru! Świetne! xD Chyba brak mi słów ^^" Świetne! Podobało mi się ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy