środa, 5 czerwca 2013

Oneshot: Zaraza (SasuNaru)

Nie planowałam pisania tego oneshotu. Zresztą, nie planowałam już nawet powrotu do Naruto i SasuNaru, więc wyszło dosyć niespodziewanie.
Tekst osadzony jest w uniwersum K111, które piszę z Koko. I powstał przez moją aktualną fazę na klimaty postapokaliptyczne :) Trochę śmiesznie wyszło, że akurat Sasuke i Naruto w to wcisnęłam, ale pomyślałam, że przecież hej! Nie natrafiłam jeszcze na żadne SasuNaru z zombiakami w tle! No i postanowiłam sama coś wyskrobać. 
***

Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miał pojęcia, gdzie w tym wszystkim jest początek. Jeszcze dzisiaj rano całował go, zdzierał z niego ubrania, a później wziął na kuchennym blacie, tuż obok niebieskiego kubka w zielone żabki z parującą w środku kawą. Jeszcze dzisiaj przeklinał tego chłopaka za bałaganiarstwo, za co w odpowiedzi dostał tylko parodię słodkiego całusa i głośny, rechotliwy śmiech, gdy chłopak zamknął się w łazience i ani myślał o posprzątaniu salonu. Ich salonu.
A później rozdzielili się. Każdy w swoją stronę, w końcu obaj pracowali. Wyrabiał swój staż w laboratorium, by później lecieć szybko do pizzerii na zmywak, a Naruto do marketu na kasę. W końcu jakoś musieli opłacić to swoje dwupokojowe mieszkanko. Pech chciał, że obaj nie mieli szczęścia do dobrze płatnych prac.
Zignorowali wszystkie ostrzeżenia o nowym wirusie, który opanowywał Europę. Byli w Ameryce, dzielił ich ocean, powtarzał Sasuke panikującemu Naruto. Co tu, w małej mieścince w stanie Georgia może im się stać?
A media trąbiły. I było coraz głośniej, a mimo to, paradoksalnie, kazali zachować spokój i wracać do swoich normalnych obowiązków. No to Sasuke zachowywał ten spokój i nieźle mu to wychodziło, nie przejmował się wirusem K111, którego objawy wyglądały jak część słabego horroru o zombie.
Gdyby jednak wiedział, że nie powinni się rozdzielać, że nie powinien puszczać swojego ukochanego do pracy, wszystko miałoby się inaczej.
I przez swoją bezmyślność trzymał go w ramionach, z przerażeniem wpatrując się w wygryzioną ranę na jego ramieniu. Sasuke nie płakał. Taki już był z niego twardziel i w swoim mentalnym kodeksie wielkimi literami miał napisane, że Sasuke Uchiha nie płacze nigdy. Ale w tamtym momencie łamał swój święty przykaz, pochylając się nad drżącym i panikującym Naurto.
– O Boże – mamrotał chłopak, dotykając rany.
– Nie rób – odpowiedział słabo Sasuke, zabierając jego rękę. – Nie ruszaj – dodał cicho.
– O Boże – znów powtórzył, jakby w amoku. I nagle wyrwał się z jego objęć, chodząc nerwowo to w jedną to w drugą stronę. Od jednej ściany pomieszczenia, które jeszcze dzisiaj było magazynem sklepu, aż do drugiej. Przystanął nagle i zapadła cisza. Prawie. Słychać było jedynie rzężenie dochodzące zza drzwi, które Sasuke w ostatnich przebłyskach zdrowego rozsądku zabarykadował szafą.  – Zabij mnie – powiedział nagle chłopak. Sasuke nie odpowiedział. – Słyszysz?! Zabij mnie. Musisz mnie zabić. Teraz! – Podszedł do niego i padł na kolana, łapiąc za dłoń, w której mężczyzna trzymał pistolet. – Zrobisz to szybko. – Przystawił sobie lufę do skroni. – Nawet nie poczuję. Musisz mnie teraz zabić. Nie ma innego wyjścia… – mówił.
– Nie. – Mężczyzna z przerażeniem odsunął się do tyłu. – Jezu! – wrzasnął, a Naruto pierwszy raz widział go w takim stanie. Był przerażony. – Nie, nie, nie – powtarzał, a po policzkach spływały mu łzy.
– Sasuke, musisz… Za godzinę…
– Nie! – wydarł się. – Chodź – powiedział nagle z nową siłą. Wstał, łapiąc swojego kochanka za nadgarstek. – Chodź, wyjdziemy na zewnątrz. – Wskazał na dwuskrzydłowe drzwi, jakie znajdowały się za ich plecami. – Widziałem, że stał tam tir. Pojedziemy. Znajdziemy szpital. Będzie dobrze – mówił, zupełnie jakby chciał utwierdzić się w przekonaniu, że faktycznie Naruto nic nie będzie. Że to ugryzienie to nic wielkiego. Że dzisiaj rano wcale świat się nie skończył. Że ta zaraza, o której wczoraj mówili w wieczornych wiadomościach, to jakaś bajka, a jego najważniejsza osoba w życiu wcale nie została ugryziona i wcale za godzinę nie zmieni się w jednego z tych, którzy właśnie dobijali się do drzwi.
– Szpitale nie funkcjonują – powiedział Naruto, osuwając się na podłogę i obejmując krwawiące ramię. Spojrzał na nie, zauważając, że mięso dookoła zaczęło już gnić, zresztą tak samo jak i skóra. Zdążył już zauważyć, że wirus najpierw atakował ciało, dopiero później umysł. – Błagam, strzel mi już w łeb. Nie chcę na to patrzeć – oddychał ciężko. Czuł, że robi mu się coraz goręcej.
– Znajdziemy sposób, Naruto. Znajdziemy – powtarzał Sasuke, opadając tuż obok swojego kochanka. – Znajdziemy, obiecuję ci, słyszysz?
Naruto uśmiechnął się krzywo, zamykając oczy. Robiło mu się niedobrze. A więc to takie uczucie, gdy zarazisz się wirusem, pomyślał w ostatnich swoich podrygach czarnego humoru.
– Nie znajdziesz.

Sasuke przebudził się, gdy głośny, piszczący dźwięk wdarł się do jego świadomości. Momentalnie otworzył oczy, łapiąc za telefon i wyłączając budzik. Przeciągnął się i zauważył, że znowu zasnął na fotelu, a na dodatek rozlał kawę na papiery. Przeklął pod nosem, wycierając brązową plamę zwiniętą w kłębek koszulą, która wcześniej przewieszona była przez oparcie fotela.
Następnie przeniósł wzrok na żelazną klatkę zamontowaną w rogu pomieszczenia i na postać, która wyciągała podgniłe, zielone ręce w jego stronę. Uśmiechnął się pod nosem. Ile to już lat szuka lekarstwa na ten przeklęty wirus K111? Ale teraz czuł, że jest coraz bliżej odkrycia. Wierzył w to, w końcu odwrócił już proces na jednym z zarażonych. Tylko że ten, niestety, zmarł po godzinie.
– Już niedługo – powiedział, uśmiechając się do postaci w klatce i patrząc w jej zasnute mgłą, niebieskie oczy. Albo tak mu się wydawało, bo wprawdzie tęczówki nie miały już żadnego koloru, zlewały się z białkiem. – Już niedługo, Naruto. Obiecuję. 

5 komentarzy:

  1. Najbardziej podobało mi się zakończenie, albo raczej swojego rodzaju krótki epilog. Całkowicie mnie zaskoczył. Zupełnie się tego nie spodziewałam!
    Musze jednak przyznać, że fandom sn już mnie nie "jara" tak jak kiedyś. Czytając tę miniaturkę miałam wrażenie, że chłopcom naprawdę wiele brakuje do Krystiana i Dymitra. Może to aroganckie, ale nic nie poradzę, że tak myślę :D
    SN w porównaniu z DymiKry wypada trochę blado, nie uważasz?
    Ale mimo wszystko miniaturka była rozkoszna. I uświadomiła mi, jak bardzo kocham naszych chłopców <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    tekst jest rewelacyjny... Naruto panikuje, Sasuke opanowany, i nie jest w stanie zabić Naruto, zaskoczył mnie koniec i to pozytywnie bardzo....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. No kurcze! Mój pomysł! xD Też miałam pomysł na oneshot'a SasuNaru w rzeczywistości, ogarniętej przez zombiaki, ale to raczej bardziej w stylu High School of the Dead. Przypomniałaś mi, a mam gdzieś zaczęty ten rozdział w word'zie.

    Bardzo pomysłowy rozdział! Lekko się czyta, zwłaszcza wstęp. Nie sądziłam, że natrafię tu jeszcze na SasuNaru, to miła niespodzianka ^^

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacja. Jestem zachwycona. Masz świetny język i bardzo podoba mi się wykreowanie postaci. Nie czytałam SasuNaru od lat, a tu taka perełka~

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam, dopisz epilog do Tajemnicy Posiadłości, chodzby pogrzeb Naruto, albo jego uratowanie cokolwiek! ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy