Nie planowałam pisania tego oneshotu. Zresztą, nie planowałam już nawet powrotu do Naruto i SasuNaru, więc wyszło dosyć niespodziewanie.
Tekst osadzony jest w uniwersum K111, które piszę z Koko. I powstał przez moją aktualną fazę na klimaty postapokaliptyczne :) Trochę śmiesznie wyszło, że akurat Sasuke i Naruto w to wcisnęłam, ale pomyślałam, że przecież hej! Nie natrafiłam jeszcze na żadne SasuNaru z zombiakami w tle! No i postanowiłam sama coś wyskrobać.
***
Wszystko
działo się tak szybko, że nawet nie miał pojęcia, gdzie w tym wszystkim jest
początek. Jeszcze dzisiaj rano całował go, zdzierał z niego ubrania, a później
wziął na kuchennym blacie, tuż obok niebieskiego kubka w zielone żabki z
parującą w środku kawą. Jeszcze dzisiaj przeklinał tego chłopaka za
bałaganiarstwo, za co w odpowiedzi dostał tylko parodię słodkiego całusa i
głośny, rechotliwy śmiech, gdy chłopak zamknął się w łazience i ani myślał o
posprzątaniu salonu. Ich salonu.
A
później rozdzielili się. Każdy w swoją stronę, w końcu obaj pracowali. Wyrabiał
swój staż w laboratorium, by później lecieć szybko do pizzerii na zmywak, a
Naruto do marketu na kasę. W końcu jakoś musieli opłacić to swoje dwupokojowe mieszkanko.
Pech chciał, że obaj nie mieli szczęścia do dobrze płatnych prac.
Zignorowali
wszystkie ostrzeżenia o nowym wirusie, który opanowywał Europę. Byli w Ameryce,
dzielił ich ocean, powtarzał Sasuke panikującemu Naruto. Co tu, w małej
mieścince w stanie Georgia może im się stać?
A
media trąbiły. I było coraz głośniej, a mimo to, paradoksalnie, kazali zachować
spokój i wracać do swoich normalnych obowiązków. No to Sasuke zachowywał ten
spokój i nieźle mu to wychodziło, nie przejmował się wirusem K111, którego
objawy wyglądały jak część słabego horroru o zombie.
Gdyby
jednak wiedział, że nie powinni się rozdzielać, że nie powinien puszczać
swojego ukochanego do pracy, wszystko miałoby się inaczej.
I
przez swoją bezmyślność trzymał go w ramionach, z przerażeniem wpatrując się w
wygryzioną ranę na jego ramieniu. Sasuke nie płakał. Taki już był z niego
twardziel i w swoim mentalnym kodeksie wielkimi literami miał napisane, że
Sasuke Uchiha nie płacze nigdy. Ale w tamtym momencie łamał swój święty
przykaz, pochylając się nad drżącym i panikującym Naurto.
– O
Boże – mamrotał chłopak, dotykając rany.
–
Nie rób – odpowiedział słabo Sasuke, zabierając jego rękę. – Nie ruszaj – dodał
cicho.
– O
Boże – znów powtórzył, jakby w amoku. I nagle wyrwał się z jego objęć, chodząc
nerwowo to w jedną to w drugą stronę. Od jednej ściany pomieszczenia, które
jeszcze dzisiaj było magazynem sklepu, aż do drugiej. Przystanął nagle i
zapadła cisza. Prawie. Słychać było jedynie rzężenie dochodzące zza drzwi,
które Sasuke w ostatnich przebłyskach zdrowego rozsądku zabarykadował
szafą. – Zabij mnie – powiedział nagle chłopak.
Sasuke nie odpowiedział. – Słyszysz?! Zabij mnie. Musisz mnie zabić. Teraz! –
Podszedł do niego i padł na kolana, łapiąc za dłoń, w której mężczyzna trzymał
pistolet. – Zrobisz to szybko. – Przystawił sobie lufę do skroni. – Nawet nie
poczuję. Musisz mnie teraz zabić. Nie ma innego wyjścia… – mówił.
–
Nie. – Mężczyzna z przerażeniem odsunął się do tyłu. – Jezu! – wrzasnął, a
Naruto pierwszy raz widział go w takim stanie. Był przerażony. – Nie, nie, nie –
powtarzał, a po policzkach spływały mu łzy.
–
Sasuke, musisz… Za godzinę…
–
Nie! – wydarł się. – Chodź – powiedział nagle z nową siłą. Wstał, łapiąc swojego
kochanka za nadgarstek. – Chodź, wyjdziemy na zewnątrz. – Wskazał na
dwuskrzydłowe drzwi, jakie znajdowały się za ich plecami. – Widziałem, że stał
tam tir. Pojedziemy. Znajdziemy szpital. Będzie dobrze – mówił, zupełnie jakby
chciał utwierdzić się w przekonaniu, że faktycznie Naruto nic nie będzie. Że to
ugryzienie to nic wielkiego. Że dzisiaj rano wcale świat się nie skończył. Że
ta zaraza, o której wczoraj mówili w wieczornych wiadomościach, to jakaś bajka,
a jego najważniejsza osoba w życiu wcale nie została ugryziona i wcale za godzinę
nie zmieni się w jednego z tych, którzy właśnie dobijali się do drzwi.
– Szpitale
nie funkcjonują – powiedział Naruto, osuwając się na podłogę i obejmując
krwawiące ramię. Spojrzał na nie, zauważając, że mięso dookoła zaczęło już
gnić, zresztą tak samo jak i skóra. Zdążył już zauważyć, że wirus najpierw
atakował ciało, dopiero później umysł. – Błagam, strzel mi już w łeb. Nie chcę
na to patrzeć – oddychał ciężko. Czuł, że robi mu się coraz goręcej.
–
Znajdziemy sposób, Naruto. Znajdziemy – powtarzał Sasuke, opadając tuż obok
swojego kochanka. – Znajdziemy, obiecuję ci, słyszysz?
Naruto
uśmiechnął się krzywo, zamykając oczy. Robiło mu się niedobrze. A więc to takie
uczucie, gdy zarazisz się wirusem, pomyślał w ostatnich swoich podrygach
czarnego humoru.
–
Nie znajdziesz.
Sasuke
przebudził się, gdy głośny, piszczący dźwięk wdarł się do jego świadomości.
Momentalnie otworzył oczy, łapiąc za telefon i wyłączając budzik. Przeciągnął
się i zauważył, że znowu zasnął na fotelu, a na dodatek rozlał kawę na papiery.
Przeklął pod nosem, wycierając brązową plamę zwiniętą w kłębek koszulą, która
wcześniej przewieszona była przez oparcie fotela.
Następnie
przeniósł wzrok na żelazną klatkę zamontowaną w rogu pomieszczenia i na postać,
która wyciągała podgniłe, zielone ręce w jego stronę. Uśmiechnął się pod nosem.
Ile to już lat szuka lekarstwa na ten przeklęty wirus K111? Ale teraz czuł, że
jest coraz bliżej odkrycia. Wierzył w to, w końcu odwrócił już proces na jednym
z zarażonych. Tylko że ten, niestety, zmarł po godzinie.
–
Już niedługo – powiedział, uśmiechając się do postaci w klatce i patrząc w jej
zasnute mgłą, niebieskie oczy. Albo tak mu się wydawało, bo wprawdzie tęczówki
nie miały już żadnego koloru, zlewały się z białkiem. – Już niedługo, Naruto.
Obiecuję.
Najbardziej podobało mi się zakończenie, albo raczej swojego rodzaju krótki epilog. Całkowicie mnie zaskoczył. Zupełnie się tego nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńMusze jednak przyznać, że fandom sn już mnie nie "jara" tak jak kiedyś. Czytając tę miniaturkę miałam wrażenie, że chłopcom naprawdę wiele brakuje do Krystiana i Dymitra. Może to aroganckie, ale nic nie poradzę, że tak myślę :D
SN w porównaniu z DymiKry wypada trochę blado, nie uważasz?
Ale mimo wszystko miniaturka była rozkoszna. I uświadomiła mi, jak bardzo kocham naszych chłopców <3
Witam,
OdpowiedzUsuńtekst jest rewelacyjny... Naruto panikuje, Sasuke opanowany, i nie jest w stanie zabić Naruto, zaskoczył mnie koniec i to pozytywnie bardzo....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No kurcze! Mój pomysł! xD Też miałam pomysł na oneshot'a SasuNaru w rzeczywistości, ogarniętej przez zombiaki, ale to raczej bardziej w stylu High School of the Dead. Przypomniałaś mi, a mam gdzieś zaczęty ten rozdział w word'zie.
OdpowiedzUsuńBardzo pomysłowy rozdział! Lekko się czyta, zwłaszcza wstęp. Nie sądziłam, że natrafię tu jeszcze na SasuNaru, to miła niespodzianka ^^
Pozdrawiam i życzę weny!
Rewelacja. Jestem zachwycona. Masz świetny język i bardzo podoba mi się wykreowanie postaci. Nie czytałam SasuNaru od lat, a tu taka perełka~
OdpowiedzUsuńBłagam, dopisz epilog do Tajemnicy Posiadłości, chodzby pogrzeb Naruto, albo jego uratowanie cokolwiek! ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń